Aż chce się powiedzieć szwedzki western! Gdyby nie mewa, to dla mieszkańca Szwecji epizod z marihuaną zakończyłby się pesymistycznie niczym w firmach Bergmana. W efekcie trafiłby do aresztu, bo w Szwecji obowiązują najsurowsze przepisy antynarkotykowe na świecie. Ale zacznijmy od początku.
Podczas festiwalu Kultury w Göteborgu mężczyzna wraz z grupą znajomych siedzących na ławce zapalił jointa. Buch, za buchem, a tu nagle pojawiło się dwóch policjantów.
Festiwalową atmosferę i pełny luz wśród siedzących przy joincie wyparła panika. Inicjator konopnej zasiadki próbował jednak ratować sytuację. Woreczek z marihuaną na widok policjantów wyrzucił.
Pomoc z nieba.
Pomoc jednak nadleciała z nieba wówczas, gdy jeden z policjantów schylał się po wyrzucony towar. Nadleciała mewa i chwyciła konopny „podarunek”. Co ciekawe, w pobliżu latało wiele mew, ale tylko ta jedna zainteresowała się porzuconymi konopiami.
Rzecznik policji w Göteborgu poinformował, że według doświadczonych funkcjonariuszy w worku mogło być około 10 gramów suszu przypominającego marihuanę. To całkiem sporo jak na jedną mewę.
Całą sytuację, jak donoszą szwedzkie media, obserwował mężczyzna siedzący na sąsiedniej ławce. Mało tego. Też miał przy sobie marihuanę!