Mara Gordon to twórczyni leków bazujących na konopiach, opracowuje też szczegółowe terapie dla pacjentów w Kalifornii. Przez jej gabinet, jak sama mówi, przewinęły się tysiące bardzo poważnie chorych ludzi. W naszym wywiadzie z nią poznacie przede wszystkim wstrząsającą historię 11-letniego chłopca, który może uratowałby swoja wątrobę, gdyby od początku zdecydował się na terapię konopną.
Czy mogłaby pani opowiedzieć dla leczenia jakich chorób opracowuje pani konopne terapie i na jakimś przykładzie zobrazować jak coś takiego przebiega?
Mara Gordon: Głównie opracowuję terapie dla ludzi chorujących na jakąś formę raka, a także na, jak ja to nazywam, choroby starości – kłopoty ze snem, chroniczne bóle, choroby autoimmunologiczne i wszelkie inne schorzenia powiązane z tym, że ciało stopniowo przestaje poprawnie funkcjonować. Jak to wygląda w praktyce?
Np. przyszedł do nas jakiś czas temu z rodzicami pewien młody mężczyzna, który zachorował na odmianę raka wątroby. Lekarze zalecali dokonanie transplantacji tego gruczołu. Sama natomiast zasugerowałam rodzicom, że tego rodzaju zabieg w tym konkretnym przypadku niekoniecznie będzie dobrym rozwiązaniem i niekoniecznie rozwiąże problemy chłopca – przeszczep przypuszczalne tylko chwilowo zwalczy raka i po czasie on powróci.
Jak można się domyślić rodzice wraz z chłopakiem podjęli decyzję taką, na jaką zdecydowałaby się większość ludzi w ich sytuacji. Byli wystraszeni, czy wręcz przerażeni rakiem i posłuchali tego, co mówiła im większość lekarzy – zdecydowali się na przeszczep.
Mniej więcej rok później skontaktowali się ze mną ponownie. Matka wydawała się oszołomiona i „nieprzytomna” z powodu tego, co przeżywała – badania wykazały bowiem, że komórki rakowe u jej 11-letniego syna pojawiły się na nowo. Ale tym razem nie tylko w wątrobie, ale i w płucach.
Rodzice powiedzieli mi, że lekarze chcą ponownie poddać ich syna chemioterapii, na nowo „zafundować” mu cały proces, który przeszedł w szpitalach. „Ale chcemy jednocześnie poddać go terapii konopnej” – powiedziała mi matka chłopca. Ucieszyło mnie to, gdyż byłam głęboko przekonana, że właśnie ta forma terapii może być w jego przypadku skuteczna.
Jako, że obydwie terapie miałby być prowadzone równocześnie, to zanim z moimi lekarzami przystąpiliśmy do właściwego leczenia przestudiowaliśmy możliwy wpływ specyfików aplikowanych w obydwu terapiach na siebie.
W samej terapii konopnej chłopca zastosowaliśmy specyfik o dużej zawartości THC i CBD (w stosunku zbliżonym do 1:3). Zaczęliśmy od relatywnie niskiej dawki – takiej, której zaaplikowanie u większości ludzi spowodowałoby jedynie osłabienie.
W międzyczasie z różnych powodów opóźniała się chemioterapia jakiej miał być poddany chłopiec – i to aż o 3 tygodnie. Po tym czasie przyjęto chłopca i – jest to zwyczajna procedurą w przypadku przystępowania do chemioterapii – pobrano mu krew. To badanie wykazało, że… nie ma już żadnego śladu po komórkach rakowych w wątrobie. Konopie uchroniły go przed chemioterapią. Dla lekarzy to był szok.
Te wydarzenia miały miejsce 3 lata temu. Chłopiec nigdy nie musiał przejść chemioterapii i do tej pory przechodzone przez chłopca regularnie badania nie wykazały obecności komórek rakowych w wątrobie.
Czyli konopie zakończyły zmagania chłopca z rakiem wątroby raz na zawsze?
Zdecydowanie nie. To nie tak. Nie ma czegoś takiego, jak lek na raka. Rak jest jedną z tych chorób, którą, gdy już się ją ma, to się ją ma na zawsze. Jest ważne, żeby ludzie o tym wiedzieli i to rozumieli. Gdy już się ma raka, to nawet gdy się zwalczyło komórki rakowe – nawet wtedy pewne medykamenty będzie się już musiało przyjmować do końca życia. Nie znam ani jednego przypadku, w którym przerwanie ich przyjmowania nie spowodowało u danej osoby nawrotu raka. Wyleczyć całkowicie można przeziębienie, tego typu rzeczy, ale niestety nie raka. Niektórzy mówią, ze jeżeli nie ma nawrotów przez 5 lat, to się go ostatecznie wyleczyło, a jeśli rak wystąpi w 6 lat po, to jest to już nowy rak. A prawda jest taka, że prawdopodobnie jest to powiązany z poprzednim przerzut, a zdarza się też, że rak rozwija się na skutek promieniowania, jakiemu zostało poddane ciało w trakcie chemioterapii.
Co nie znaczy, że samą chemioterapię uważam, za coś złego, szkodliwego, proszę tak tego nie interpretować. Wręcz przeciwnie – uważam, że często, w konkretnych przypadkach, połączenie chemioterapii i terapii konopnej może przynieść najlepsze rezultaty. Wierzę w medycynę łączącą różne podejścia i sposoby, nie w medycynę alternatywną. Wiem to ze swego doświadczenia, a badania takich osób jak np. Cristina Sanchez [wywiad z nią znajdziecie tutaj – dop. red.] dobitnie wskazują, że połączone terapie w konkretnych przypadkach potrafią bardzo skutecznie i efektywnie pokonywać komórki rakowe.
Zawsze trzeba podchodzić do danego przypadku indywidualnie, zawsze rozważać go osobno. Zawsze trzeba przeanalizować, a następnie sprawdzić, czy najskuteczniejszym rozwiązaniem będzie zastosowanie jednej terapii razem z drugą (czy nastąpi efekt synergii?), czy może raczej w miejsce niej. A jeśli terapie nie zwiększają nawzajem swej skuteczności, a osobno przynoszą takie same efekty, lepiej jest oczywiście zastosować terapię konopną – wiąże się ona z dużo mniejszą ilością skutków ubocznych.
Przez pani gabinet „przewinęło się” już pewnie wielu pacjentów…
…Tysiące…
…Zdarzyły się pewnie więc też porażki – sytuacje, w których terapia konopna nie okazała się skuteczna. Myślę, że warto również i ten temat poruszyć – żeby ludzie nie mieli fałszywego przeświadczenia, że medykamenty konopne to jakieś cudowne leki, które zawsze się sprawdzają.
Oczywiście, że były i takie przypadki. Rak w przypadku wielu pacjentów skończył się ich śmiercią. Ważne jest jednak też to, jak umierali – terapia konopna umożliwiała im w dużo większym stopniu cieszyć się z życia w jego końcówce. Warto także zaznaczyć, że nie wszyscy pacjenci, którzy do mnie trafiali podejmowali terapię konopną po to, aby wyleczyć raka – niektórym z nich chodziło jedynie o pozbycie się jednego z przykrych skutków ubocznych, takich jak np. problemy ze snem.
Proszę także pamiętać, że rodzajów raka jest ponad 200 i jeszcze dodatkowo w ramach tych dwustu odmian występują liczne genetyczne anomalie i odmiany. Nie można więc oczekiwać od jakiegokolwiek leku, że poradzi sobie z wszystkim i będzie skuteczny w leczeniu wszystkich przypadków. To jest po prostu niemożliwe. Zdarza się też np. że rak wystąpi w jakimś miejscu ciała, gdzie nie występują receptory kannabinoidowe. Jakim więc cudem mielibyśmy uleczyć tego rodzaju pacjenta za pomocą terapii konopnej? Co prawda momi to terapia konopna może być pomocna w jego leczeniu – może sprawić, że pacjent lepiej się będzie czuł podczas właściwej terapii.
To też jest ważne.
Oczywiście. Jakiś czas temu np. trafił do nas mały chłopiec, o ile dobrze pamiętam miał 7 lat. Był bardzo poważnie chory, a ze względu na specyfikę raka u niego terapia konopna mogła wpłynąć jedynie na to jak się czuł, ale nie mogła mu pomóc wygrać z rakiem. Lekarze dawali mu 6, 7 miesięcy życia. Zmarł po ośmiu. Ale przez te 8 miesięcy – dzięki terapii konopnej – mógł się bawić normalnie z rodzeństwem, był szczęśliwy i radosny. To ogromna różnica w porównaniu z tym jak to wyglądałoby bez zastosowania leków konopnych. Czy uważam , że mogę powiedzieć, że terapia konopna odniosła tutaj sukces? Oczywiście, że tak.
Na koniec chciałbym zapytać czy pani zdaniem w przyszłości konopie będą jeszcze skuteczniejsze w zwalczaniu raka i podobnych chorób, czy też osiągnęliśmy już maksimum tego co mogą nam na tym polu dać?
Myślę, że nawet nie zaczęliśmy umieć je skutecznie wykorzystywać. Myślę, że konopie mają olbrzymi potencjał medyczny. Jestem przekonana, że gdy już zaczniemy prowadzić badania nad możliwościami konopi na naprawdę szeroką skalę, to wtedy dopiero przekonamy się ile potrafią konopie, ile mogą nam dać.
Czyli jesteśmy dopiero na samym początku drogi?
Dokładnie tak. To dopiero pierwociny i jeszcze wiele, wiele odkryć jest przed nami.