Jeśli myślicie, że za posiadanie nawet znikomych ilości zioła organy ścigania będą się z wami cackać to jesteś w błędzie. Potraktują was niczym groźnych przestępców na miarę bossów narkotykowych karteli. Rozbiorą również do naga, przetrzepią nie tylko wasze tyłki, ale także wasze miejsce zatrzymania.
To co przed chwilą napisaliśmy to nie historyjka wyssana z palca. To autentyczna historia, którą przeżył Mateusz zatrzymany z 0,6 grama zioła, a opisał ją na łamach Noizz.pl Paweł Korzeniowski.
– Zostałem złapany z nieznaczną ilością marihuany. W małym zawiniątku było 0,6 g „suszu”. Wpadłem przy okazji rutynowej kontroli, nie ma co się nad nią rozwodzić. Głupota. Przy samym zatrzymaniu było jeszcze całkiem miło. Policjantów było dwóch, trochę starsi, koło 30. Zapakowali mnie do radiowozu. W samochodzie nie było żadnych rejestratorów, więc zaczęły się wyzwiska: „elita narodu z gównem w gaciach, zaraz studencik się nam zesra ze strachu” – usłyszałem. Przez większość czasu miałem na rękach kajdanki, choć nie przejawiałem jakiejkolwiek agresji. „Może takie są procedury? — zadawał sobie pytanie Mateusz.
Koszmarna przeprawa
To jednak był początek przygody z zatrzymaniem za nieco ponad pół grama zioła. Aresztowanie nabierało coraz bardziej mrocznego charakteru.
– Poprowadzili mnie do toalety, gdzie kazali mi rozebrać się do naga i kucnąć. Chcieli sprawdzić, czy przypadkiem nie schowałem zielska w dupie. W celi przejściowej siedział jakiś nabuzowany dresiarz. Niby chudy i niski, ale to ten nieprzewidywalny typ, którego się boisz – opowiada Mateusz.
Zatrzymany liczył na to, że jeszcze tego samego dnia wróci do domu, że być może będzie mógł zapłacić kaucję. Ale nic z tych rzeczy.
– Dałbym całą kasę — na koncie miałem całe trzy stówy — żeby wrócić na noc do chaty. Niestety, nie było możliwości zapłacenia kaucji. Prokurator poszedł do domu, więc dziś zostajesz z nami – usłyszałem od mundurowego – dodaje zatrzymany.
Mateusz mógł wykonać tylko jeden telefon. – Zadzwoniłem do brata i poprosiłem go, by nie mówił nic rodzicom. Policjant, który słuchał rozmowy, powiedział, że i tak się dowiedzą. „Jutro rano policja w twoim rodzinnym mieście przyjdzie przeszukać mieszkanie. Kiepsko — pomyślałem. Nie chodziło o to, co o mnie pomyślą moi starzy, bo wiadomo, że prawie każdy pali zioło, ale o stres, który im funduję – wspomina zatrzymany za 0,6 grama zioła.
Nocka na dołku
Jak przyznaje Mateusz, dźwięk zasuwających się drzwi, mimo świadomości, że wyjdzie z aresztu za plus minus 12 godzin był przerażający. – Dołek to ponure miejsce, które wygląda tak jak w polskich filmach dokumentalnych o więzieniach: półmrok, niewygodne łóżko i obrzydliwa poduszka, wszystko przymocowane do ziemi – opowiada aresztowany.
Nockę na dołku zatrzymany za posiadanie zioła spędził z listonoszem…
– Mój nowy współlokator już spał. Obudziłem go, chwilę pogadaliśmy. Bałem się, że się na mnie wkurwi, ale nic z tych rzeczy. Gość po trzydziestce, listonosz. Złapali go, gdy kupował amfetaminę. Diler podobno uciekł. Mówił, że jest na dołku trzeci raz i żebym się nie przejmował. „To przecież normalne, że czasami trafia się na dołek – mówił. Był całkiem wyluzowany, mimo że nie miał szans pojawić się rano w pracy. „Najwyżej mnie wywalą” – powiedział i zasnął. Ja nie zmrużyłem oka nawet na sekundę – dodaje Mateusz.
Już prawie na wolności…
Kiedy Mateusz myślał, że czas aresztu minął był w błędzie. Policjanci zanim dali mu wolność musieli przeszukać jeszcze jego mieszkanie.
– Rano przeszukali już dom rodzinny, teraz chcieli przejrzeć mieszkanie studenckie. Cały czas byłem prowadzony w kajdankach. Zapytałem, czy nie mogę ich zdjąć przed kamienicą tak, by sąsiedzi mnie nie widzieli, na co usłyszałem odpowiedź, że „możemy przykryć ci dłonie bluzą. Nie będzie widać kajdanek”. W mieszkaniu nic nie miałem – mówi Mateusz.
– Przeszukanie trwało maksymalnie piętnaście minut i było tylko prowizorycznie, co uznaje za akt dobrej woli ze strony dwóch tajniaków. Mogli mi rozpie*rzyć wszystkie papiery, wyciągnąć cały syf z biurka, a otworzyli ledwie kilka szuflad. Jeden nawet coś rzucił, że też gra na gitarze. Powiedziałem, że nic u mnie nie znajdą i uwierzyli mi na słowo. Myślę, że po prostu mają oko i widzieli, że byłbym bardziej zdenerwowany. A ja po prostu byłem koszmarnie wymęczony i chciałem już tylko spokoju. Kiedy wyszli, natychmiast się rozpłakałem – dodaje zatrzymany.
Źródło: https://noizz.pl