Matki medycznej marihuany – nowe polowanie na czarownice

1
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana

W świecie medycznej marihuany jest cichy bohater, o którym się bardzo niewiele mówi. Większość z nas współczuje ludziom chorym na padaczkę lekooporną i inne ciężkie schorzenia. Zwłaszcza dzieciom – trudno jest spokojnie przyglądać się cierpieniu tych niewinnych, bezbronnych istot. Ale piekło często przechodzą nie tylko pacjenci. Horrorem jest także to, co doświadczają rodzice chorych dzieciaków, a przede wszystkim matki. Z tym, że ich piekło jest zupełnie innego rodzaju – tworzy je nie tylko choroba ukochanego potomka, ale często i ludzie. Zawistni, podli i po prostu źli.

Miłości matki nie da się z niczym porównać. Zwłaszcza gdy dziecko jest jeszcze małe. Matka opiekuje się nim, dba o niego. Kocha jak nic innego na świecie. Nieszczęście i choroba często tylko wzmacniają tę więź. Jakże nie wziąć w obronę maleńką istotę, gdy cierpi? Matki kochają swoje dziecko wtedy jeszcze bardziej (jeśli można jeszcze bardziej), jest ono naprawdę dla nich całym światem. Często poświęcają one całe swoje pozostałe życie – ambicje zawodowe, spotkania z przyjaciółmi, wszelkie wyjścia, by móc z całych swoich sił zawalczyć o zdrowie swego milusińskiego i otoczyć go troską.

„Jesteś potworem!”, „Ty wyrodna matko!”, „Mordujesz swoje dziecko!”, „Znowu będzie pani narkotyzować małego?”, „Pieprzona ćpunka…”, „Powinni pani je odebrać!”. Rzygać się chce.

growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox

Takie epitety i komentarze słyszą matki, które walczą o zdrowie swojego dziecka – o dostęp do medycznej marihuany. Nie, nie wszyscy ludzie tak ich traktują, nawet nie większość. Ale nie trafiłem jeszcze na matkę, z którą mogłem dłużej porozmawiać, która by nie słyszała pod swoim adresem tego rodzaju inwektyw. A z racji charakteru mojej pracy takich rozmów odbyłem przez ostatnie kilka miesięcy niemało.

K8_CHORE_DZIECKO_1_NOWE_PM

O obrzucaniu matek łajnem nie przeczytacie w wywiadach, czy newsach. O tym się nie mówi. To upokarzające i trudne. Sam nigdy nie zdecydowałbym się na „puszczenie” czegoś takiego w wywiadzie w skojarzeniu z czyimś konkretnym nazwiskiem. Chyba, żebym został o to wyraźnie poproszony. Ale matki chorych dzieci zwykle nie wykazują na to ochoty, mają dość problemów. Nie potrzebują kolejnego, z ludźmi stanowiącymi ich codzienne otoczenie.

Co nie zmienia faktu, że te inwektywy padają. I bolą jak cholera.

Skąd się biorą? Z bezmyślności, z ignorancji, z uprzedzenia do marihuany. Często też pewnie ze strachu przed nią – dla kogoś, kto ma z gandzią kontakt na co dzień może być trudne to zrozumieć, ale zwykli ludzie, których informacje bazują często wyłącznie na czarnej propagandzie marihuany się po prostu boją. Czy to takie dziwne, że z ich punktu widzenia podawanie czegoś tak przerażającego małym dzieciom jest potworne? Wreszcie są też osoby, które wyzwiskami obrzucają matki dlatego, że zwyczajnie lubią komuś przylać. A słabych się bije najłatwiej i najprzyjemniej, prawda? Mogą sobie na to pozwolić, bo kto w tłumie obroni matkę podającą dziecku narkotyk?

Często niewiele lepszymi ludźmi okazują się lekarze. Nie, nie rzucają wyzwiskami. Choć zdarza się, że w placówkach medycznych rodzice słyszą za swoimi plecami wrogie szepty: „To ta co narkotyzuje dziecko”. Lekarze często wydają się obojętni na cierpienie pacjentów. Gdy już nafaszerują dziecko tradycyjnymi lekami i one nie zadziałają, to wcale nie znaczy, że zgodzą się pomóc w leczeniu medyczną marihuaną. Częściej wolą powiedzieć: „Przykro mi, nic więcej nie da się zrobić”. Dla nich marihuana to groźny narkotyk, który szkodzi zdrowiu. A jeśli najnowsze fakty temu przeczą… cóż, tym gorzej dla faktów. Nierzadko rodzice potrzebują całe miesiące na znalezienie lekarza, który zgodzi się na leczenie dziecka lekiem na bazie konopi. Dr Bachański przecież nie jest w stanie zająć się wszystkimi.

Zdrowy „chłopski rozsądek”

Na szczęście większość ludzi wobec matek, które podają dzieciom konopne leki, zachowuje się w porządku. Co ciekawe, często zdarza mi się słyszeć, że rodzice dla swego postępowania znajdują więcej zrozumienia w małych, wiejskich środowiskach. A wydawałoby się, że powinno być odwrotnie – ludzie w miastach są statystycznie znacznie lepiej wykształceni, powinni wykazywać większą tolerancję i otwartość na tego typu rzeczy. Trudno powiedzieć co jest przyczyną, być może jest to kwestia tego, że na wsiach jeszcze nie do końca zapomniano o tym, że rożnymi miksturami i kremami na bazie konopi leczyło się tam pokolenie naszych prababek (zwłaszcza na wschodzie Polski).

Jakie są naprawdę matki?

Myślicie, że rodzice ciężko chorych dzieci to osoby, które na co dzień same palą zielsko? Gdy przeprowadzam wywiad często zdarza się, że następuje moment, w którym wyłączam dyktafon i rozmowa staje się bardziej luźna. Niekoniecznie dotyczy już też choroby dziecka. Jeśli zdołałem obudzić u swojej rozmówczyni zaufanie opowiada mi ona nieraz o drobiazgach z jej życia, często także o „swoim pierwszym razie z Mary Jane”. Wiele matek swój pierwszy kontakt z gandzią ma dopiero po rozpoczęciu terapii.

moze

Parokrotnie w ostatnim czasie słyszałem historyjkę podobną do tej: „Wie pan przyznam się, że w którymś momencie zachciało mi się spróbować tej marihuany. Podaję ją tak długo swemu dziecku… Wiem, wiem, że taka normalna to coś innego niż Sativex, ale jednak – ciekawa byłam. Mój chrześniak załatwił mi gram „z pewnego źródła”. Usiadłam z nim i z mężem. „Młody” objaśnił nas jak to się pali. Jak już to miałam w rękach to strasznie się bałam, że zaraz wpadnie policja i nas złapie. Czy ja wiem jak oni to wykrywają? Ostatnio w telewizji widziałam materiał, że mają jakieś specjalne kamery wychwytujące emitowane przez konopie ciepło. No więc bałam się, że nas wszystkich zaaresztują. Nawet ustaliliśmy, że w razie czego ja całą winę biorę na siebie, że to moje narkotyki – tak żebyśmy nie wylądowali za kratkami wszyscy.”

„Jak już się przemogłam to ta cała marihuana nie chciała mi się zapalić. Teraz najśmieszniejsze: gdy mi się w końcu to udało i się zaciągnęłam, to nagle usłyszeliśmy policję na sygnale – musieli przejeżdżać akurat drogą koło nas. Ale my tak się wystraszyliśmy, że to po nas jadą, że od razu wszystko spuściliśmy w ubikacji. Od tamtego czasu już nie próbowałam zapalić. Może jeszcze kiedyś… (śmiech)”.

Kiedy słyszę historie takie jak powyższa, to jest dla mnie jasne jak niewiele z „normalnymi” użytkownikami narkotyków mają wspólnego te kobiety. W takich momentach dociera do mnie jak bardzo są „zwykłe” i odmienne – ode mnie i większości czytelników tego portalu. Dla przeciętnego palacza ich wyobrażenia o możliwościach policji są po prostu dziecinne. Często matki o przyjemności palenia marihuany nie mają bladego pojęcia. Bo im nie chodzi o ich przyjemność, im chodzi o życie ich dzieci. O to, by ich milusiński nie miał napadów które mogą go udusić, o to, by mógł robić coś więcej, niż tylko patrzeć się bez wyrazu w ścianę, o to, by się, choć czasem, uśmiechał – o tym marzą matki, a nie o ujaraniu się. Czemu tak wielu ludzi wciąż nie potrafi tego zrozumieć?

Może matki chorych dzieciaków często tak mocno otwierają się w rozmowach, bo na co dzień są bardzo samotne. W przypadku takich schorzeń jak padaczka lekooporna muszą one spędzać przy swym malcu nawet całą dobę. Wtedy z kolei ojcowie przesiadują długie godziny w pracy, aby przy drogiej terapii i niepracującej żonie być w stanie jakoś powiązać koniec z końcem.

Nie wiem, czy sam bym tak potrafił – czy jestem zdolny do tak daleko idącego poświęcenia. Kocham żyć i niełatwo byłoby mi się tego wyrzec w wieku dwudziestu, czy trzydziestu-paru lat. Dlatego tak wkurwia mnie, że ktoś kochającej swe dziecko matce ma czelność powiedzieć, że jest wyrodną osobą, bo podaje malcowi marihuanę. Że ktoś waży się je słownie upokarzać, że ktoś śmie bez cienia zrozumienia ich sytuacji o nich źle mówić.

Świat byłby lepszym miejscem, gdyby każda matka tak walczyła o swoje dziecko, jak walczą one.

Manuel Langer

Napisz do autora: manuellanger@cannabisnews.pl

Promocja
Promocja
Promocja
Promocja

1 KOMENTARZ

Comments are closed.