13 kwietnia miało miejsce w siedzibie „Krytyki Politycznej” w Warszawie spotkanie promujące książkę „Medyczna marihuana. Historia hipokryzji” – jak twierdzą wydawcy pierwszej Polskiej obszernej publikacji naukowej poświęconej leczniczym właściwościom konopi.
W wydarzeniu wzięła udział autorka dzieła, dr n. med. Dorota Rogowska-Szadkowska, a także Dorota Gudaniec, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, dr n. med. Jerzy Jarosz, specjalista w zakresie medycyny paliatywnej, anestezjologii i intensywnej terapii (prowadzi pierwszy w kraju punkt konsultacyjny dla zainteresowanych medyczną marihuaną) i dziennikarka Aleksandra Pezda, która prowadziła całe spotkanie. Oprócz wymienionych miał pojawić się także dziennikarz Robert Makłowicz znany przede wszystkim z programów o gotowaniu, ale z nieznanych przyczyn nie wziął udziału.
Szadkowska w środowisku lekarskim jest znana głównie ze swego poświęcenia się chorym na AIDS, których problematyką stale się zajmuje. Współtworzyła w Polsce jeden z pierwszych oddziałów dla osób zarażonych wirusem HIV. Obecnie na co dzień wykłada na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku.
Premiera „Medycznej marihuany. Historia hipokryzji” nieco mnie rozczarowała. Dość zaskakującą konwencję dla moderowanej dyskusji obrała Pezda: pytania i tematy przez nią wysuwane sprawiły, że goście rozmawiali nie tyle o zawartości książki Szadkowskiej, co po prostu prowadzili bardzo ogólną debatę o medycznej marihuanie, bogatą w osobiste refleksje i historie. Efektem tego było to, że widzowie równie dobrze co z autorką mieli okazję zapoznać się z pracą dr-a Jarosza i aktywnością Gudaniec, co wydaje się dość osobliwe na wydarzeniu promującym konkretną książkę. Na dobrą sprawę po wysłuchaniu ok. dwugodzinnego panelu dyskusyjnego nadal nie wiem zbyt dokładnie o czym traktuje dzieło, które było powodem do spotkania.
Prowadzona dyskusja dotyczyła po trosze wszystkich zagadnień, jakie można przy okazji medycznej marihuany poruszyć. Gudaniec jak zwykle z werwą odpowiedziała o trudnej walce jaką prowadzi dla małego Maxa: – Ja nie jestem lekarzem, ja jestem praktykiem. I z praktycznego punktu widzenia nie mogę zrozumieć, jak to jest, że coś, co jest naturalne, co jest tanie (czy też tak naprawdę mogłoby być tanie),coś co pomaga i co leczy tak ciężkie stany jak mojego syna… (…) nie mogę zrozumieć, że coś takiego jest zakazane. Marihuana „nadepnęła mi na odcisk”, moją fascynację nią przekładam na próbę działania tak, aby była ona dostępna [dla pacjentów – dop. red.]. Żeby żaden polityk, żaden człowiek, który nie siedzi w moim organizmie, czy organizmie mojego dziecka nie miał prawa decydować o tym, czy ja mam prawo się leczyć. Czy ja mam prawo być zdrowa, czy ja mam prawo leczyć własne dziecko. Czy lekarz, który chce pomóc ma to robić w obliczu zagrożenia utraty pracą, pod okiem prokuratury, czy też można to robić normalnie. Reprezentując mnóstwo ludzi chorych realizuję też swoje wartości pewnej uczciwości społecznej, po prostu nie rozumiem dlaczego to ma być nielegalne. (…) Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że marihuana uratowała Maxowi życie i dalej je ratuje. Buduje jego osobowość, pozwalając na jego rozwój – oświadczyła Gudaniec. W dalszej części debaty odniosła się do tego co się dzieje wokół ustawy o medycznej marihuanie w Sejmie. Nazwała poczynania PiS-u, którego dobrym intencjom część ludzi zawierzyła cynicznymi zabiegami marketingowymi. Nader ciekawego wątku nie pozwoliła jej jednak rozwinąć Pezda, która wielokrotnie sprowadzała dyskusję na bardzo ogólnikowe tory.
Jarosz opowiadał przede wszystkim, o tym jak wygląda leczenie pacjentów medyczną marihuaną od strony lekarza: – Mam o tyle ułatwioną sytuację, że osoby, które się do mnie zgłaszają zwykle już się leczą – na własną rękę. Ja tylko dokładam się w tym, żeby poinformować ich, jakie są zagrożenia, (…) pytają mnie o dawkowanie, itd… jestem tak jakby doradcą dostarczającym informacje. (…) Oczywiście pada też pytanie skąd zdobyć [olejek RSO – dop. red.]. Zdobywany jest najczęściej na czarnym rynku i chorzy już sami zdają sobie sprawę, że oprócz wysokiej ceny, jaką muszą płacić nie mają żadnych gwarancji co do tego, co kupują i często rozpoznają, że to jest chyba nie to, podobnie jak ci, którzy używają suszu. Muszę państwu powiedzieć coś, co jest dla mnie szalenie zaskakujące: zapalenie jointa, który ma taką samą wartość , jak zrobienie sobie czopka, czy nawet przyjęcie doustne nie jest traktowane przez chorych jako leczenie. (…) Nawet podświadomie więc rozdzielamy medyczne i rekreacyjne stosowanie – zauważa Jarosz.
Szadkowska opowiedziała o tym jak jej walka z wirusem HIV nakierowała ją na medyczną marihuanę: – Szukałam informacji odnośnie początków epidemii AIDS w Stanach Zjednoczonych, kiedy jeszcze nie było leków (…) i pewnego razu wpadłam na tekst o terapeutycznych właściwościach konopi. Tak na pół roku zapowietrzyło mnie, kiedy znalazłam informacje o funkcjonującym do dziś federalnym programie dostarczania medycznej marihuany. Jest prowadzony teraz tylko dla czterech pacjentów, dla nowych chorych został wstrzymany – dokładnie wtedy, gdy zaczęli się [do niego – dop. red.] zgłaszać umierający na zespół wyniszczenia chorzy na AIDS, którzy chcieli umierać nie w więzieniu, tylko w domu, w lepszym nastroju i nie tak wychudzeni, jak prowadzi do tego wirus HIV – oświadczyła.
Autorka książki podzieliła się też swoją opinią na temat tzw. „wojny z narkotykami”: – Myślę, że marihuana jest wciąż nielegalna, bo wchodzi w szkodę przemysłowi farmaceutycznemu. (…) Delegalizacja marihuany nie była następstwem udowodnienia, że szkodzi ona na cokolwiek. Była to od początku decyzja polityczna: niedouczeni politycy zadecydowali o tym, bazując na różnych geopolityczno-historycznych względach. (..) Niedawno w „Harpers Magazine” pojawił się artykuł traktujący o tym, dlaczego Richard Nixon rozpoczął wojnę z narkotykami. Jednym z powodów było to, że bardzo bał się powracających z wojny amerykańskich żołnierzy, którzy w Wietnamie palili marihuanę (ale palili też heroinę). (…) Drugi powód był taki, że Nixon bardzo nie lubił lewicujących, antywojennie nastawionych hipisów i czarnych obywateli. Nie można jednak wsadzać ludzi do więzienia za to, że są hipisami lub za to, że są czarni. Ale bardzo łatwo doprowadzono do skojarzenia hipisów z marihuaną, a czarnych z heroiną. A to już zmieniło sytuację radykalnie i ułatwiło wsadzanie do więzienia odpowiednich ludzi, których nie lubił Nixon – stwierdziła Szadkowska.
Lekarka poruszyła także temat zakłamania panującego wokół marihuany: – To, co dla mnie jest zadziwiające, to kłamstwa o zespole amotywacyjnym, że niszczy się życie, że uzależnia, że to furtka do [narkotyków – dop. red.] następnych – to wszystko wymyślił w latach 30. Harry J. Anslinger. Mówił jeszcze, że marihuana budzi agresję. W 60. latach hipisi udowodnili, że nie, więc rozwijano pozostałe wątki Anslingera. Nie mogę zrozumieć dlaczego jego poglądy są wiecznie żywe – stwierdziła Szadkowska.
Z dyskusji przytoczyłem tylko najciekawsze wątki. Mam głębokie poczucie, że interesujących treści słuchacze usłyszeliby więcej, gdyby Pezda nie utrzymywała debaty na mocno ogólnikowym poziomie, (tak jakby ta się toczyła przed oczyma kompletnych laików w temacie medycznej marihuany…). Mogła też zwyczajnie pozwolić dyskutantom iść za głosem ich własnych temperamentów. Gudaniec była wyraźnie rozjątrzona tym, co się aktualnie w polityce dzieje wokół ustawy o medycznej marihuanie. Szadkowska zdążyła tylko zasygnalizować lęki, jakie wzbudzają w niej przemysł farmaceutyczny i jego ewentualne miejsce w przyszłej produkcji preparatów konopnych. To mogło być znacznie lepsze spotkanie przy tak dobrych rozmówcach.
Manuel Langer