Według autora biografii JFK, historyka Michael’a O’Brien, na dwa miesiące przed konferencją nt. narkotyków ówczesny prezydent USA palił marihuanę w towarzystwie swojej kochanki, Mary Meyer, i to w siedzibie głowy państwa – Białym Domu.
To Meyer – przyjaciółka żony Kennediego i była żona jednego z czołowych agentów CIA – dostarczyła prezydentowi zioło, które miała dostać od kierownictwa Washington Post. Miało to miejsce 16 lipca 1962, po tym, jak Kennedy miał zażartować, że chętnie zapaliłby jointa. Z relacji świadków wynika, że wypalił trzy z sześciu przyniesionych przez Meyer skrętów. Przy pierwszym miał nie poczuć nic szczególnego, ale już po trzecim z zamkniętymi oczami odmówił kolejnego.
Pod wpływem marihuany prezydent miał przyznać, że obawia się, że nie byłby na siłach zapobiec światowemu kryzysowi, gdyby, jak stwierdził, ”Rosjanie coś teraz wywinęli”. Jeszcze w tym samym miesiącu Związek Radziecki Podpisał porozumienie z Fidelem Castro, by zapobiec przyszłym potencjalnym atakom armii amerykańskiej na Zatokę Świń. To wtedy Chruszczow rozpoczął dostarczanie Kubie broni (w tym nuklearnej) oraz oddziałów wojsk.
JFK miał podobno skwitować, że zioło działa zupełnie inaczej niż kokaina i że załatwi swojej kochance trochę białego proszku dla porównania.
Źródło: Amanda Marcias, Business Insider