Jeszcze niedawno twórca pierwszych krówek-ciągutek z domieszką marihuany miał nie lada problem ze znalezieniem księgowego, który zdecydowałby się na pracę w firmie produkującej słodycze, której sytuacja prawna była dość niepewna. Teraz, kilka lat później, inwestorzy dosłownie obsypaliby go pieniędzmi za choćby niewielką część akcji Cheeba Chews, które byłyby bramą do całego wycenianego na 2,6 mld dolarów biznesu marihuanowego w Stanach.
W obliczu legalizacji marihuany medycznej w 23 stanach oraz rekreacyjnej w stanach Kolorado, Waszyngton, Alaska, Oregon oraz Washington D.C. rynek konopi ma wiele do zaoferowania. Firmy związane z marihuaną rosną w siłę, a stając się coraz bardziej wyspecjalizowane i rentowne przyciągają zainteresowanie inwestorów i dużych korporacji. I to mimo, że rządy stanowe nałożyły szereg skomplikowanych praw i obostrzeń by stale monitorować handel marihuaną a przy tym trzymać z dala korporacyjne molochy. Ale gdy w grę wchodzą takie pieniądze, zaangażowanie dużych inwestorów to tylko kwestia czasu. Żaden zaprawiony w boju biznesmen nie przeoczy wielomiliardowego rynku, którego częścią może się stać na wyciągnięcie ręki.
CORPORATE GIANTS
Do największych przedsiębiorstw próbujących ustosunkować się do wzrastającej roli rynkowej podmiotów o profilu marihuanowym należą firmy „wielkiej trójki”, czyli z branży alkoholowej, tytoniowej i farmaceutycznej. Przedstawiciele tej pierwszej dzielą się na dwie grupy: tych, którzy chętnie zaangażują się w branżę i tych, którzy widzą jej wzrost jako zagrożenie. Konsumenci, którzy do tej pory sięgali tylko po alkohol mogą coraz częściej sięgać po trawkę, co z pewnością odbije się na branży monopolowej. Potentaci alkoholowi wolą więc mieć biznes konopny na oku.
Firmy z branży tytoniowej na razie otwarcie nie wykazują zainteresowania. Powodem tego, jak twierdzą przedstawiciele Philip Morris, jest fakt, że wedle prawa federalnego marihuana wciąż jest nielegalna. Mimo to i oni zdają się przygotowywać grunt – w 2010 roku należąca do nich spółka Altria wykupiła z prywatnych rąk dwie domeny internetowe – AltriaCannabis.com oraz AltriaMarijuana.com. Co będzie dalej? Firmy na razie odmawiają spekulacji.
Mimo, że rzecznicy koncernów farmaceutycznych są bardzo ostrożni w zestawianiu nazw swoich spółek ze słowem „marihuana”, przynajmniej dwie – AbbVie i GW Pharmaceuticals już wytwarzają leki zawierające aktywne składniki pochodzące z konopi.
Jak widać, mimo że korporacyjni giganci nie podejmują żadnych przełomowych decyzji ani odważnych kroków, z pewnością szybko rozwijający się rynek marihuany jest pod ich baczną obserwacją.
Kłody pod nogi
To nie brak chęci komplikuje zaangażowanie się w biznes ze strony wielkich korporacji, ale często po prostu szereg barier utrudniających im udział w marihuanowych przedsięwzięciach. Jako że każdy amerykański stan, a nierzadko każda mieścina, rządzi się swoimi prawami, działania dużych firm byłyby nie tylko potencjalnie nielegalne, ale też wysoce nieefektywne. Na znaczące ruchy korporacji będziemy prawdopodobnie czekać do momentu zmian w prawie federalnym.
Do poważniejszych barier należy fakt, że niektóre stany zezwalają tylko swoim stałym rezydentom na inwestycje kapitałowe w biznes konopny. W Kolorado każdy inwestor w branży marihuany musi zamieszkiwać stan od co najmniej dwóch lat. Zasady te ustalono z myślą o tym, by mieć pewność, że branża marihuanowa wolna będzie od elementu kryminalnego, ale również po to, by wielkie korporacje trzymały się z dala od lokalnej „żyły złota”.
Jak można się domyślić, bez inwestycji z zewnątrz oraz dostępu do pożyczek bankowych, branża marihuanowa stoi przed nie lada wyzwaniem chcąc dynamicznie się rozwijać. Większość banków trzyma się z dala of firm o takim profilu ze względu na niepewną sytuację prawną i potencjalne oskarżenia o pranie brudnych pieniędzy. Wsparcie finansowe pochodzi więc z prywatnych pożyczek, z venture capital oraz od aniołów biznesu.
Rosnąć w siłę… kreatywnie
Przeciętny przedsiębiorca, odniósłszy sukces na miarę Cheeba Chews, zachowałby się przewidywalnie: podwoił produkcję, stworzył sieć dystrybucji i zaopatrzał w produkty cały kraj. Ale nie przedsiębiorca z branży konopnej. Jej towary nie mają przecież prawa przekroczyć granicy stanu. By istnieć równocześnie na rynku w Kolorado, Waszyngtonie i Kalifornii kierownictwo Cheeba Chews musiało wykazać się nie lada pomysłowością. Ostatecznie wybrano strategię licencjonowania marki. Prawa dotyczące marihuany zmieniają się z dnia na dzień, jak zauważają. Potrzeba łatwości adaptacji i dużej dozy kreatywności by jako biznes szybko odnajdywać się w tym zmieniającym się otoczeniu. Ale przecież dla wyg branży alkoholowej, przyzwyczajonych do prawnych różnic pomiędzy stanami, wymóg ten nie będzie niczym nowym.
Ci, którzy znaleźli w sobie te cechy, podkreślają, że marihuana to biznes jak każdy – nie ma w nim nic tajemniczego czy podejrzanego. Branża konopna rządzi się takimi samymi prawami, jak każde przedsięwzięcie – przedsiębiorcy odprowadzają podatki, stosują się do przepisów, rekrutują jak każda inna firma.
Zawodowcy-marihuanowcy
No właśnie, rekrutują. “Cztery lata temu nikt, absolutnie nikt nie oddzwaniał” mówi właściciel firmy z branży mariihuanowej “Teraz role się odwróciły – mam w czym wybierać. Jesteśmy zbyt ważnym graczem, by nas dłużej ignorować”.
Napływ chętnych do pracy prawników, księgowych, specjalistów ds. marketingu, dietetyków, zielarzy to bodajże najpewniejszy znak, że branża konopna dojrzewa i ma się dobrze. Zawodowcy chętnie angażują się, przechodząc z bardziej konwencjonalnych branż, bo widzą przed sobą wyzwanie i szansę. Typowy facet z trójką dzieci i domem na przedmieściach widzi ryzyko zamiany ciepłej posadki na stanowisko w startującej dopiero firmie o profilu marihuanowym, ale często decyduje się na to – w końcu nie często może z pierwszych rzędów oglądać narodziny całkiem nowej gałęzi przemysłu.
Zainteresowanie jest duże – prawicy chcą zająć się podatkami czy nieruchomościami, farmerzy chcą zioło uprawiać, lekarze chcą je przepisywać – sztab osób dokłada swoje trzy grosze do sukcesu lokalnych firm. A gdy te zdobędą już pewną pozycję i zaczną przynosić prawdziwe zyski, wtedy przypomną sobie o nich wielkie korporacje.
Źródło: Donna Leinwand Leger, USA TODAY