Tak sądzi Jacek Żakowski. Uważa, że zarówno producenci, handlarze, jak i użytkownicy dopalaczy, to „wytwór sytuacji stworzonej przez państwo”.
A wszystko zaczęło się w 1971r., gdy wojnę narkotykom wypowiedział prezydent USA, Nixon. Wojna ta została już dawno przegrana: spożycie narkotyków pod wpływem prohibicji nie zmalało, przeciwnie, wzrosło; powstały potężne kartele narkotykowe, które zdeprawowały całe państwa (Meksyk, Kolumbia). Wszystko to było do przewidzenia po doświadczeniach z prohibicją alkoholową. Byłoby, rzecz jasna, doskonale, gdyby jakiś rząd wymyślił sposób skutecznego zakazu produkcji, sprzedaży i zażywania narkotyków, ale tak się nie stało i nie stanie, chyba, że zrezygnujemy z demokracji i wprowadzimy karę śmierci jak w Chinach. Im bardziej populistyczna i wiecowa jest polityka narkotykowa, tym narkotyki przynoszą więcej szkód. Politycy jednak nie przyznają się do tego nieskutecznego działania, gdyż przynosi im ono doraźne korzyści polityczne.
Jacek Żakowski zdecydowanie odcina się od tej „gry pozorów”, obciążając polityków odpowiedzialnością za los coraz liczniejszych ofiar dopalaczy. Jego zdaniem rozwiązaniem jest mniejsze zło, czyli przyzwolenie na legalny zakup miękkich narkotyków, znanych i sprawdzonych, żeby były one konkurencją dla dopalaczy, produkowanych bez żadnej kontroli, z niewiadomą zawartością. „Politycy są groźniejsi od „Mocarza”, bo swoim upartym trwaniem przy zakazach i represjach okaleczają całe społeczeństwo”.
Źródło: zakowski.blog.polityka.pl