Zdawałoby się, że legalizacja marihuany w kilku stanach USA spowoduje zmniejszenie zainteresowania Amerykanów alkoholem. To niby logiczne: zwiększenie popularności jednej używki musi przecież uderzyć w popularność drugiej, prawda? Święcie wierzą w to szefowie i właściciele wielkich alko-koncernów. Dlatego legalizacja gandzi, zwłaszcza w wersji rekreacyjnej, to coś, co przeraża całą ich branżę, która, jak udowodniło Wikileaks nie cofnie się przed niczym, aby w Mary Jane uderzyć. Sęk w tym, że LEGALIZACJA ZIOŁA W KILKU STANACH USA WCALE NIE SPOWODOWAŁA ZMNIEJSZENIA, TYLKO ZWIĘKSZENIE W NICH SPRZEDAŻY ALKOHOLU.
Stwierdzają to wyraźnie dane statystyczne (przedstawię je dokładnie nieco niżej). To wcale nie musi być takie zaskakujące, przecież wiele osób spotkanie przy blancie uzupełnia zwykle kilkoma łykami piwa. Ale alko-branża „wie lepiej”. Wie, że zioło jej zagraża i że trzeba jak najdłużej zachować obecne status quo.
W Polsce właściciele Polmosów, browarni i markowych win spod znaku „Leśnego dzbana” jeszcze chyba strach nie dopadł. Choć nie możemy mieć pewności, że zakulisowo już teraz nie lobbują przeciwko wszelkim formom depenalizacji innych narkotyków (alkohol to przecież też narkotyk), gdy tylko temat choć na chwilę pojawi w przestrzeni publicznej.
Na 100% natomiast wiemy, że mocne naciski ze strony producentów trunków wyskokowych, na jak najdłuższe pozostanie przy kryminalizowaniu Marihuany mają miejsce w USA. Wykazała to korespondencja pomiędzy branżą alkoholową i amerykańskimi władzami, ujawniona niedawno przez portal Wikileaks. Lobbyści działający pod szyldem organizacji WSWA (Wine & Spirits Wholesalers of America; zrzesza ona sporą część producentów alkoholu i jest jedną z największych i najbardziej wpływowych tego typu organizacji na świecie) zasugerowali wtedy bardzo wyraźnie decydentom politycznym, by konkretnymi rozwiązaniami prawnymi uderzyć w palaczy zioła i zmniejszyć przez to konsumpcję tej używki.
Nota w tej sprawie zaczyna się od bardzo zabawnego (i uderzającego na kilometr hipokryzją) stwierdzenia:
Jakkolwiek jesteśmy neutralni w kwestii legalizacji [marihuany – dop. red.], WSWA wierzy, że stany, które legalizują marihuanę muszą przy tym zapewnić odpowiednie i efektywne regulacje, ustanowione po to, by chronić społeczeństwo przed niebezpieczeństwami związanymi z nadużyciem i niewłaściwym używaniem [ang. ‚misuse’] marihuany
Przedstawiając w dalszej części korespondencji swoje „neutralne” wobec zioła stanowisko WSWA koncentruje się na tych stanach, w których doszło do legalizacji także rekreacyjnego używania konopi. Koronnym dowodem, jaki zostaje przytoczony na rzecz tezy identyfikującej palenie marihuany jako społecznie szkodliwe i niebezpieczne, mają być statystyki pochodzące z Kolorado:
Od czasu kiedy w stanie zalegalizowano medyczne używanie marihuany, przedstawiciele służb ochrony porządku publicznego [chodzi o policję i inne tego typu jednostki – dop. red.] udokumentowali znaczący wzrost wypadków śmiertelnych, w których kierowcy okazali się przejść pozytywnie testy na obecność w ich organizmie marihuany.
(Warto przy tym zaznaczyć, że większość polskich portali, które o sprawie pisały, błędnie przetłumaczyło oryginalny angielski tekst maila: sformułowanie „tested positive”, czyli „przejść pozytywnie testy” zostało przełożone jako „sprawcy byli POD WPŁYWEM” – to zupełnie inna kategoria prawna: w przypadku procesu sądowego dopiero biegły specjalista stwierdza, czy dana ilość marihuany wykrytej w organizmie jest na tyle duża, że można mówić, iż dana osoba prowadziła „pod wpływem”.)