Partia marihuany. Jeżeli chce się wprowadzić jakąś zmianę w systemie prawnym, np. zmienić zapisy ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, najlepiej mieć swoich własnych przedstawicieli u władzy i nie musieć liczyć na jakąkolwiek inną formację – na to że łaskawie nas w końcu wysłucha i przeprowadzi oczekiwane przez nasze środowisko zmiany. Wśród aktywistów konopnych nie od wczoraj toczy się dyskusja czy nie warto by było założyć marihuanową partię polityczną. Pytanie czy takie coś ma szanse w ogóle wypalić i czy palacze to rzeczywiście poprą?
Odpowiedź wydawałaby się jasna…
– Mnóstwo osób w Polsce jara. Prawo mówiące, że do więzienia możesz iść za blanta uderza w setki tysięcy, albo nawet miliony ludzi! Rozumiesz? Gdybyśmy się wszyscy zorganizowali, powołali do życia własną partię i palacze by ją zbiorowo poparli, to nikt by nie był w stanie nas powstrzymać od uchwalenia nowego prawa. Nikt by już nie poszedł siedzieć, nikt by już się nie bał, nikt by już mi więcej nie mówił co mogę robić, a czego nie, skoro nie wyrządzam tym drugiemu człowiekowi krzywdy. Gdybyśmy się wszyscy zebrali, to nie byłoby na nas mocnych… palaczy jest przecież tak wiele… – ile razy od różnych osób słyszałem argumentację w tym stylu. Nie można zaprzeczyć, że brzmi to sensownie. Palaczy zioła naprawdę jest mnóstwo, dlaczego w wyborach mieliby nie poprzeć partii, która istniałaby tylko po to, by zmienić jakże ważne dla nich zapisy prawne?
Problem w tym, że próbowano już podobne partie powołać w innych krajach i jak dotychczas wszędzie, ku zdziwieniu wielu aktywistów, odnosiły one wyłącznie wyborcze porażki. Okazywało się, że w wyborach miażdżąca większość palaczy najwidoczniej wolała oddawać głosy na normalne partie. To dość zaskakujące, prawda?
Okiem politycznego eksperta
Żeby lepiej zrozumieć czemu tak się dzieje zadzwoniłem do Jacka Kloczkowskiego wiceprezesa Ośrodka Myśli Politycznej – to jeden z najważniejszych polskich think-tanków zajmujących się analizami politycznymi. Zapytałem go czy ma sens w Polsce zakładanie tzw. partii jednego postulatu: – Teraz już nie, Polska scena polityczna jest już na tyle ustabilizowana, że takie byty nie mają wielkich szans. Nowe podmioty które się na naszej scenie pojawiają powstają zwykle z podziału innych istniejących wcześniej partii, albo są skupione wokół ludzi, którzy mają wśród wyborców własny kapitał rozpoznawalności, ewentualnie mają silne poparcie medialne – i dzięki temu są w stanie w miarę szybko się wypromować. Partie jednego postulatu, jak pan to nazywa, nie dysponują zazwyczaj tego rodzaju atutami, dlatego trudno im się przebić – zauważa mój rozmówca.
– Także wszystkie naprawdę poruszające Polaków tematy są eksplorowane przez istniejące ugrupowania, względnie przez jakieś frakcje w obrębie tych partii. Natomiast w momencie, gdy jakiś nieobecny wcześniej w głównej dyskusji temat zaczyna zyskiwać na zainteresowaniu społeczeństwa jest on natychmiast zagospodarowywany przez główne partie, co utrudnia nowemu bytowi wypłynięcie. To że nowa formacja będzie bardziej antyeuropejska niż Korwin-Mikke, albo bardziej liberalna niż Petru nie znaczy, że teraz na nią oddadzą swój głos wyborcy – wyjaśnia Kloczkowski.
Doświadczenia kanadyjskie
W maju we Wrocławiu miałem okazję nieco dłużej rozmawiać z Marciem Emerym. To kanadyjski, konopny aktywista, o olbrzymim doświadczeniu (wywiad z nim już wam prezentowaliśmy tutaj). Jakąś dekadę temu w swoim rodzinnym kraju założył partię konopną. Oczywiście też nie odniosła ona sukcesu w wyborach, pomimo wielu aktywistów pracujących z wielkim poświęceniem i silnego zaplecza finansowego (to bardzo ważne, bo bez tego ludzie w ogóle nie zauważą danego ugrupowania w kampanii). Ale Emery powołanie konopnej partii i jej start w wyborach i tak uważał za sukces. Pojawienie się jego formacji zmusiło bowiem zwyczajne partie do zajęcia się w wyborczej dyskusji tematem marihuany. Tradycyjni politycy nie mogli już tak po prostu olewać tego zagadnienia, przejść koło niego obojętnie. Zostali zmuszeni do zajęcia stanowiska, bo w programach telewizyjnych, na wiecach wyborczych zawsze był przedstawiciel partii zioła, który głośno wołał o tym co dla niego było ważne. Dzisiaj, kiedy Kanada jest tak blisko legalizacji trudno dokładnie ocenić, jak ważnym krokiem w tym było powołanie partii konopnej.
Od momentu, kiedy wiosną ustawa o medycznej marihuanie została wysłana „do zamrażarki” (i raczej już z niej nie wróci do Sejmu) nieraz się zastanawiałem czy jej losy byłyby równe marne, gdyśmy mieli w Parlamencie choćby dwóch, trzech „zielonych” polityków, którzy by walczyli o nią, jak lwy. Piotr Liroy-Marzec zrobił niemało dla naszego środowiska, ale dla niego medyczna marihuana była tylko jedną z wielu spraw, jakimi się zajmuje. Inną mielibyśmy sytuację gdyby za ustawą stał nasz człowiek, dla którego byłaby to nie jedna z wielu, ale najważniejsza sprawa spośród wszystkich.
Czy Wolne Konopie założą partię zielska?
O założeniu partii marihuany postanowiłem porozmawiać z ludźmi, którzy obecnie w naszym kraju stoją na czele walki o zmianę narkotykowego prawa, czyli z Wolnymi Konopiami. Jakub Gajewski przyznał, że już nie raz to rozważali: – Oczywiście, że o tym myśleliśmy. Już nawet robiliśmy jakieś tam pierwsze przymiarki, ale niestety pomysł, jak na razie, spalił na panewce – z tego względu, że nasze możliwości stowarzyszeniowe są tak naprawdę niewielkie. Jakoś cały czas ciągniemy to stowarzyszenie [czyli Wolne Konopie – dop. red.], ale zdajemy sobie sprawę z tego, że więcej moglibyśmy zrobić w partii. Kwestia tego, że trzeba by to jakoś wspólnymi siłami z innymi ludźmi i organizacjami pociągnąć. Generalnie przeszkoda też tkwi w tym, że na co dzień jesteśmy tak zarobieni robotą, pomocą innym ludziom, że jak dotąd nie mieliśmy możliwości czysto „fizycznych” by się tym zająć. Rozmawiamy o tym, ale widać, że na razie są to bardziej kanapowe rozważania, niż coś realnego. Natomiast nie jest wykluczone, że niebawem coś takiego powstanie – zaznacza Kuba.
Pytam się go czy liczą na to, że taka formacja mogłaby mieć u nas powodzenie: – Nie wiem czy by to odniosło sukces, trudno powiedzieć. Jeżeli już to myśleliśmy nad formułą tzw. partii jednego postulatu, bo gdybyśmy mieli także inne postulaty i zaczęli się przewracać w tym politycznym, polskim bagienku doszłoby do podziałów, a my chcemy zebrać wszystkich – cały naród, czyli 80% ludzi, którzy są za, wedle różnych statystycznych badań. Problem w tym, że ludzie generalnie nie rozumieją polityki, więc znowu gdybyśmy mieli tylko 1 postulat, to by mieli z drugiej strony o to do nas pretensje. Ludzie nie rozumieją, że partia może istnieć, po to, by załatwić konkretną sprawę, a potem się rozwiązać lub ewentualnie przeobrazić w coś innego – zauważa mój rozmówca.
Z rozmowy z Kubą można też wywnioskować, że Wolne Konopie wykazują dużą dawkę realizmu – nie twierdzą, że z góry wiedzą jakie rozwiązanie prawne odnośnie gandzi by się w Polsce sprawdziło najlepiej: – Fajną rzeczą byłoby móc w różnych województwach, albo konkretnych miastach, przetestować różne rozwiązania dopuszczenia marihuany – różne wersje depenalizacji, dekryminalizacji, całkowitej legalizacji. Zobaczylibyśmy jak to działa przez…
Pieknie ale jak przeczytalem,ze jakbyśmy sie zebrali to nikt nie moglby juz nas zatrzymac… panie Manuel masakra jak mozna byc tak oderwanym od rzeczywistości… i jeszcze przy PIS…
błagam nie róbcie tego, jeżeli macie się kompromitować.
jeżeli w tej partii będą same kontrowersyjne głąby bez rozeznania politycznego, to lepiej gdyby ta partia nie istniała.
Wszystko jak zwykle i wszędzie się rozbija o kasę – będzie kasa na promocje partii, na spoty TV, na ekspertów od PR-u, na opłacenie profesorów medycyny, prawników itd, itp – to partia ma szansę powstać i działać, bez tego lepiej nie zaczynać – tylko się zbłaźnimy… nadal działa starożytne powiedzenie „do wojny/walki (również politycznej) potrzebne są 3 rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze pieniądze…
Hemp gru w tym roku też za kasę było na marszu ???
Comments are closed.