Rozmowa z dr. Jerzym Jaroszem, anestezjologiem i specjalistą leczenia bólu z Fundacji Hospicjum Onkologiczne w Warszawie
– Czy chory na glejaka mózgu Tomasz Kalita, były rzecznik SLD, dobrze robi chcąc leczyć się marihuaną?
– Z tego co wiem przeszedł operację, radio- oraz chemioterapię i nigdy się nie zdystansował od uznanych przez oficjalną medycynę metod leczenia. Teraz, jak każdy pacjent szukający szansy na poprawę swojego losu, ma prawo skorzystać z kuracji z wykorzystaniem oleju RSO, czyli Rick Simpson Oil. Zawiera on wysokie stężenie psychoaktywnego kanabinoidu THC. Jest to jednak w Polsce wciąż produkt nielegalny.
– Ale czy skuteczny w leczeniu przeciwnowotworowym?
– Dowody na to zostały potwierdzone jedynie w badaniach laboratoryjnych. To zbyt mało, by mogły być podstawą do oficjalnego zarejestrowania preparatu jako środka leczniczego. Proszę jednak pamiętać, że eksperymentalne badania wykazały pod wpływem kanabinoidów śmierć komórek rakowych, trzeba tylko potwierdzić ten mechanizm u ludzi. Potrzebujemy więcej badań, by udowodnić to działanie, a na to potrzebny jest czas. Nawet jeśli dzisiaj nie wiemy o wszystkich działaniach kanabinoidów, to pacjent powinien mieć prawo wyboru, czy chce z tej szansy skorzystać.
– Każdy chory uczepi się każdej nadziei. Rolą lekarza jest jednak również ostrzec przed niebezpieczeństwami.
– W przypadku stosowania kanabinoidów ja specjalnych zagrożeń nie widzę. Owszem, jak wszystkie środki lecznicze, mają swoje działania niepożądane – na przykład senność, wahania ciśnienia, a przy wieloletnim stosowaniu mogą upośledzać pamięć lub wywoływać u niektórych osób napady lękowe. Ale proszę mi pokazać lek, który nie powoduje żadnych skutków ubocznych. W przypadku przeciwbólowych opioidów lub psychotropów są one dużo poważniejsze, a jednak nikomu nie przychodzi do głowy wycofać je z rynku.
– Od roku prowadzi Pan przy warszawskim hospicjum onkologicznym punkt konsultacyjny, gdzie pacjenci mogą szukać informacji na temat medycznej marihuany. Czy cieszy się dużym zainteresowaniem?
– Publiczne wyznanie pana Kality i jego apel o usankcjonowanie leczenia marihuaną wywołał nową falę, ale tak jest zawsze, kiedy media interesują się tym problemem. Pacjenci dzwonią i pytają, jak konopie mogą im pomóc w leczeniu bólu nowotworowego lub czy można w ten sposób zahamować rozwój raka.
– I co Pan im odpowiada?
– Dowodów na to nie ma, ale mamy podstawy by twierdzić, że leczenie kanabinoidami zmniejsza spastyczność mięśni, uśmierza dolegliwości bólowe, poprawia komfort życia. Mówię im też, że lekarz nie może obecnie zalecić stosowania żadnego preparatu cannabis jako leku przeciwnowotworowego, choć staram się tym nie zniechęcać do sięgania po takie specyfiki, jeśli ktoś jest przekonany, że chce je wypróbować. Z wiarą się nie dyskutuje. Zwłaszcza gdy ma ona pewne podstawy – historyczne, gdyż tradycja wykorzystywania marihuany w medycynie sięga wielu setek lat wstecz, oraz zaczerpnięte z badań podstawowych.
– A Panu to nie przeszkadza, że wciąż brakuje twardych wyników badań wskazujących jednoznacznie na pozytywne efekty działania preparatów marihuany?
– Oczywiście, że mi przeszkadza! Czułbym się bardziej komfortowo móc zaoferować chorym konkretne dawki i schematy leczenia. Na razie poruszamy się trochę po omacku, korzystając z uważnych obserwacji pacjentów, którzy decydują się na te kuracje. We współczesnych czasach sama obserwacja, stosowana przez Hipokratesa, już nie wystarczy, choć z drugiej strony ja wciąż uważam ją za ważną, bo bez niej nie można uprawiać holistycznej medycyny.
– Tylko nieliczni tak na to patrzą. Może stąd wynika sceptycyzm większości lekarzy wobec leczenia marihuaną?
– Jeśli ktoś nabożnie podchodzi do medycyny opartej wyłącznie na faktach naukowych, potwierdzonych wynikami badań klinicznych dobrej jakości, to po marihuanę na razie sięgać nie będzie. Wystarczy mu podsumowanie, jakie niedawno zamieścił znany i ceniony medyczny periodyk JAMA: „W większości badań wykazano poprawę stanu zdrowia po zastosowaniu konopi, ale nie osiąga ona znamienności statystycznej, niekiedy nie przekracza efektu placebo”.
– I to wszystko?
– Dla jednych tak, ale kiedy mam przed sobą pacjenta i go obserwuję, słucham, to porównuję jego stan z tym, jaki był przed rozpoczęciem kuracji marihuaną. Przez 8 lat prowadziłem badania z Sativexem, czyli dostępnym w Polsce preparatem zarejestrowanym do leczenia spastyczności mięśni w przebiegu stwardnienia rozsianego. My stosowaliśmy go w terapii przeciwbólowej. Sprawdził się, choć nie na tyle, aby producent rozszerzył wskazania do jego stosowania.
– Zaobserwowana u chorych poprawa w uśmierzaniu bólu była subiektywna czy obiektywna?
– Subiektywna, bo ból zawsze jest taki, jaki odczuwa i opisuje go pacjent. Staramy się obiektywizować te doznania na skalach, ale doświadczenia i ocena przez chorego odgrywają najważniejszą rolę.
– Psychoaktywny kanabinoid THC zawarty w Sativexie rzeczywiście zmniejsza ból czy jedynie zmienia podejście do bólu?
– Prawdopodobnie jedno i drugie. Kanabinoidy mogą 24-krotnie zwiększać siłę przeciwbólowego działania kodeiny, nie nasilając jej działań ubocznych. One działają wspólnie i w pewnej równowadze z układem opioidowym.
– Czy niemrawe nastawienie polskich lekarzy do leczenia marihuaną można porównać do tego sprzed lat, gdy bali się sięgać po opioidy?
– Wtedy i teraz mentalne zahamowania związane z przesądami, przekłamaniami i brakiem refleksji co do różnic między narkomanią a leczeniem przeciwbólowym są podobne. Różnica polega na tym, że marihuana cieszy się obecnie większym zainteresowaniem społecznym niż morfina, której bali się nie tylko lekarze, ale również pacjenci i ich najbliżsi. Nastawienie do konopi jest chyba w społeczeństwie dużo lepsze.
– Czyli szybciej uda się nam pokonać morfinofobię niż opioidofobię?
– W przypadku opioidofobii zniknęły formalne bariery utrudniające zlecanie tych kuracji, a i tak na Mazowszu nadal zaledwie 4,5 proc. lekarzy regularnie przepisuje chorym morfinę i inne leki opioidowe. Więc praktycznie nic się nie zmieniło. W środowisku medycznym brakuje mi debaty na temat leczniczej marihuany. Komunikat Naczelnej Rady Lekarskiej odnoszący się do tego problemu był niejednoznaczny, ale wydźwięk taki, że lepiej nie stosować.
– Mimo to Pan u chorych stosuje.
– Tak, ale prowadzę uważne obserwacje naukowe. Nawet tych pacjentów, którzy się leczą na czarno. Chciałbym, aby przestali być traktowani jak przestępcy. Na szczęście obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, więc nie wydam nikogo przed policją ani prokuratorem. Znam jednak wielu pacjentów, którzy boją się przyznać lekarzom, że zaopatrują się w preparaty marihuany pokątnie. Sami nie wiedzą, co biorą. Utrzymywanie tego podziemia jest niebezpieczne i najwyższy czas, by zrozumieli to wreszcie nasi politycy. Nie tylko ci, którym przytrafia się ciężka choroba.
Doktor Jerzy Jarosz w rozmowie z nami, na temat szczegółów projektu legalizacji medycznej marihuany w sejmie.
Telefon do punktu konsultacyjnego informującego o leczniczym wykorzystaniu marihuany, czynny przy warszawskim Hospicjum Onkologicznym Św. Krzysztofa: (22) 544 06 77;
Rozmawiał: Paweł Walewski
Nie będzie legalizacji w Polsce dopóki w sejmie siedzą ludzie mafii. Nikt o tym oficjalnie nie mówi ale tak jest. Mafia nie pozwoli na legalizacje bo straci ogromne pieniądze z handlu czarnorynkowego. Za jakiś czas sprawa z posłem, który leczy sie marihuaną ucichnie a ustawa o medycznej marihuanie wróci na dno szuflady.
Pocalujcie mnie w dupe
Nie polecam tego Doktora, w moim przypadku bylismy u niego konkretnie o informacje i pomoc w kierunku leczenie z medyczna marihuana. Doktor pomimo tego wciaz wciskal nam leki konwencjonalne nawet jak sie mu powiedzialo ze chcemy tylko medyczna marihuane. Da sie leczyc innymi sposobami niz konwencjonalne bez szkodliwych skutkow ubocznych jak przez leczenie bolu Fentanylem. Olej CBD jest wystarczajacy zeby leczyc raka oraz zmniejszyc bol. Jak by doktor to wiedzial by nam nie wciskal leki od koncernow farmaceutycznych.
Comments are closed.