Małgorzata Wagner jest farmaceutką i prowadzi aptekę w Koninie. Aptekę do której zjeżdża cała Polska. Dlaczego tak się dzieje, jak trudno w naszym kraju dostać i zrealizować receptę na medyczną marihuanę i gdzie za granicę jadą ludzie, którzy nie chcą umrzeć zanim dostaną lek z importu docelowego – o tym przeczytacie w wywiadzie. A także o tym, jak naszej bohaterce udało się przekonać władze i ludność małego Konina do finansowania miejscowego punktu informacji o medycznej marihuanie z publicznych pieniędzy.
Jak wygląda sprawa dostępności medycznej marihuany w aptece? Od pacjentów często słyszę, że nie jest łatwo ją dostać.
Generalnie jest tak, że tego rodzaju preparaty nie mają w ogóle prawa być w aptece – tak to przynajmniej wygląda po kontroli inspektoratu farmaceutycznego u nas. To co mamy zarejestrowane w Polsce i może być dostępne, jeżeli to w ogóle można nazwać marihuaną, bo to jest Sativex, czyli lek syntetyczny. Tak się akurat składa, że wczoraj sprawdzałam jego dostępność i okazało się, że znajduje się w… 3 aptekach w Polsce.
Pani żartuje. W całym kraju tylko w trzech aptekach?!
Tak, w trzech aptekach. Sprawdziłam dokładnie dostępność.
Dlaczego tak wygląda sytuacja?
Po pierwsze dlatego, że jest to preparat bardzo drogi. Po drugie tylko paru lekarzy wypisuje na to recepty. Cała reszta, jak przypuszczam, tak naprawdę boi się wypisywać na to recepty. Bo nawet jeżeli mają świadomość, że to mogłoby być z pożytkiem użyte, to myślę, że ich także przeraża cena dla pacjenta. Choć pacjent gdy jest zdesperowany to cena nie gra roli i lekarz powinien być tego świadomy. Poza tym lekarze wciąż jeszcze mają przeświadczenie, że wypisują receptę na narkotyk.
Później mamy możliwość importu docelowego – suszu z Kanady, firmy Bedrocan. Jakkolwiek import docelowy w Polsce na ten preparat praktycznie nie istnieje i jest uciążliwy dla pacjenta, bo ściągniecie trwa pół roku.
Aż tyle czasu od wypisania recepty?
To nawet nie od wypisania recepty, ale od zgody Ministerstwa Zdrowia i zgłoszenia do hurtowni zapotrzebowania.
Przecież pacjent może umrzeć przez ten czas…
Tak, to prawda. A jest to lek, który ratuje życie i powinien być dostarczony pacjentom niemal natychmiast. Wiem, że pacjenci omijają więc import docelowy, jadą i realizują receptę poza granicami kraju – czas oczekiwania na ściągnięcie jest bowiem dłuższy, niż gdy pojadą i przywiozą sobie to sami.
Niby mamy procedury, które mają służyć pacjentom, ale tak naprawdę one im bardziej przeszkadzają, niż pomagają.
Są też preparaty z konopi włóknistych, czyli popularne krople CBD. Tyle, że dystrybucję tego pani inspektor nam zabroniła.
Może pani wyjaśnić dlaczego to zrobiła?
Zostały przez nią wyciągnięte paragrafy prawne, które nam sprzedaż tych preparatów uniemożliwiają. Być może to nie jest wina samej pani inspektor, tylko tego, jak działają urzędy. Urzędnik jest urzędnikiem i dla niego jest najważniejsze prawo, a nie pacjent.
To co pani mówi sugeruje, że wprowadzono ustawę, która teoretycznie miała umożliwić leczenie się medyczną marihuaną, ale ta ustawa nie działa tak jak powinna…
Ta ustawa nie funkcjonuje. Nikt nie zarejestrował surowca farmaceutycznego, a jeżeli nie ma surowca, to my nie mamy co robić. Ta ustawa wcale nie jest głupia, ona coś otworzyła, dała znak, że po pierwsze nasze władze i Ministerstwo Zdrowia przyznały, że medyczna marihuana działa. To był ważny sygnał. Po drugie ustawa umożliwiła legalną dystrybucję i sprawdzony preparat dla pacjenta. Po trzecie w końcu pacjenci przestali być przestępcami. Tylko, że samych leków de facto nie mamy i nadal czekamy aż to się pojawi.
Mówiła pani, że pacjenci jeżdżą za granicę. Czyli dokładnie gdzie? Do Holandii?
Tak. Wiem, że jest w Holandii apteka, która pacjentom z Polski realizuje recepty. Pomogliśmy się z nią dogadać i nie robi ona problemu. Bo część aptek zagranicznych robi problemy. Pacjenci z Polski jeździli od miasta do miasta i wracali z niczym – wg holenderskiego prawa ich apteki powinny w pierwszej kolejności realizować recepty ich rodzimych pacjentów. Wspomniana przeze mnie apteka przyjmuje jednak recepty polskie, bo rozumie, że nie ludzie z naszego kraju tak naprawdę nie maja innego wyjścia.
Cała ta sytuacja rodzi także problemy dla doktorów wypisujących w Polsce tego typ recepty. Bo w tej chwili jest zabronione wypisywanie recept RPW na leki narkotyczne. Lekarz może jednak myśleć, że pacjent zrealizuje te receptę w Polsce. Z drugiej strony lekarze często zdają sobie sprawę, że tego w Polsce nie ma.
Tutaj przy przywozie z zagranicy jest też taka furtka, na zasadzie: „prawo przeciwko prawu” – można… [dokończenie na drugiej stronie]