Na kilkanaście godzin teren starego browaru w Portland w stanie Oregon zamienił się w prawdziwy marihuanowy Disneyland. Bez rollercoasterów, ale też z długimi kolejkami – każdy przecież chciał odebrać swoje „darmowe” 7 odmian lokalnej gandzi na spróbowanie (oczywiście za cenę 40$ wstępu na imprezę).
W ten sposób mieszkańcy stanu świętują fakt, że Oregon dołączył do stanów Kolorado, Waszyngton i Alaska, w których można legalnie palić marihuanę do celów rozrywkowych.
Tytuł eventu jest bezpośrednim nawiązaniem do amerykańskiej konstytucji („We the People of the United States…”) a więc jednoznacznie przywodzi na myśl wolność i poszanowanie praw człowieka. Organizatorem jest czasopismo Mercury wspierane przez lokalne kanna-biznesy, liczące na pozyskanie nowych klientów.
Mimo tłumów zioła starczyło dla każdego. Spora grupa hodowców pracowała niemal non-stop ważąc i pakując marihuanę, podczas gdy publiczność oglądała, wąchała i próbowała wszystkiego niczym wyprawni sommelierzy – z tą różnicą, że zamiast win oceniali to towar o nazwach typu „Purple Alien” czy „Obama Kush”.
Podoba ci się? Polub nas
Dla wielu z nich – ojców rodzin i prawowitych obywateli – to pierwsza w życiu okazja, by spróbować zioła. Para 60-latków z sąsiedniego Idaho przyznaje, że wydarzenie przebiega w przyjaznej atmosferze i jest znacznie spokojniej, niż gdyby chodziło o degustację alkoholu. Mimo kolejek i 35-stopniowego upału. I mimo, że patrole policji obserwowały zgromadzenie trzymając się raczej z dala.
„Weed the people” to nie tylko okazja, by legalnie zapalić skręta. To również szansa na pokazanie, jak bogatą ofertę ma rynek konopny ze wszelkimi jego produktami, oraz zwrócić uwagę na pewien paradoks: zioło w stanie Oregon można posiadać, ale bez recepty wciąż nie wolno go legalnie kupić! Dopóki to się nie zmieni, miłośnicy zioła będą zasilać czarny rynek.
Źródło: Keegan Hamilton, Vice