Po raz kolejny można się przekonać jak restrykcyjnie i drastycznie jest karane w niektórych krajach azjatyckich posiadanie konopi indyjskich. 46 letni Tangaraju Suppiah został skazany w Singapurze na karę śmierci przez powieszenie za przemyt marihuany z Malezji.
Nic nie pomogło to, że nie przyznawał się do winy, a nawet to, że obrońcy praw człowieka wskazywali na to, że dowody w sprawie są słabe i bardzo wątpliwe. W więzieniu Changi w Singapurze wykonano egzekucję na 46 letnim mężczyźnie.
Siostra mężczyzny Leelavathy Suppiah potwierdziła w rozmowie z CNN, że jej brat został powieszony, a rodzina otrzymała już akt zgonu.
Decyzja o wykonaniu kary śmierci na Tangaraju wzbudziła falę krytyki ze strony społeczności międzynarodowej. O tym, żeby wstrzymać wyrok na mężczyźnie apelowało m.in. przedstawicielstwo UE w Singapurze i Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Praw Człowieka.
Wyrok śmierci w oparciu o domysły
Według sądu 46 letni Tangaraju „podżegał poprzez zaangażowanie się w spisek” do handlu substancjami psychoaktywnymi. Cała sprawa dotyczyła przemytu jednego kilograma konopi indyjskich z Malezji do Singapuru w 2013 roku!
Choć podejrzany nie został złapany na gorącym uczynku, prokuratura twierdziła, że był odpowiedzialny za koordynację przemytu. Śledczy postawili mu zarzuty na podstawie dwóch telefonów, za pomocą których koordynowano przemyt, a których właścicielami był Tangaraju.
Mężczyzna tłumaczył jednak, że jeden z telefonów zgubił, a właścicielem drugiego tak naprawdę wcale nie był. Mimo to sąd przyznał rację prokuraturze, przez co 46-latkowi zgodnie z singapurskim prawem wymierzono karę śmierci.
Źródło: https://tvn24.pl