W Niemczech marihuana jest teoretycznie nielegalna. Za jej posiadanie można trafić do więzienia nawet na 5 lat. Praktycznie jednak skazania za posiadanie niewielkich ilości zapadają niezwykle rzadko, gdyż już w 1990r. niemiecki Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie, że posiadanie marihuany na własny użytek nie jest karalne. O tym, ile to jest „niewielka ilość” decydują poszczególne landy.
W Berlinie dopuszczalna ilość to 15 gramów. I w Berlinie właśnie burmistrz Monika Herrmann wystąpiła z wnioskiem do Federalnego Instytutu Leków i Wyrobów Medycznych o zgodę na powstanie w dzielnicy Kreuzberg-Friedrichshain punktów, gdzie można będzie legalnie nabyć marihuanę. Proceder handlu ziołem w tej okolicy kwitnie od lat, a legalizacja byłaby szansą na eliminację dilerów.
Podoba ci się? Polub nas
Punkty, o których mowa, przypominałyby apteki i korzystać z nich mogliby tylko pełnoletni mieszkańcy dzielnicy, czyli ok. 210 tys. osób. Złożenie podobnych wniosków rozważają władze Bremy i Kolonii.
Walka z dilerami w Berlinie jest bardzo trudna, o ile nie beznadziejna. Podjęli ja kiedyś politycy CDU, ale nie pozwoliły na to protesty mieszkańców: wylegli na uliczki parku z transparentami i ostentacyjnie palonymi jointami, zaś przy głównej ulicy Kreuzbergu posadzili kilkadziesiąt krzaków konopi, na co stróże prawa wpadli dopiero po kilku tygodniach.
Niemiecki Bundestag debatuje nad projektem ustawy o legalizacji sprzedaży marihuany, ale szanse, że zostanie przegłosowana są raczej nikłe. Krytycy berlińskiego projektu podkreślają, że jego przyjęcie nie wyeliminuje dilerów: będą korzystać z ich usług nieletni, osoby spoza dzielnicy, ale także mieszkańcy, gdyż projekt przewiduje tylko ograniczoną ilość narkotyku.
Źródło: wyborcza.pl