Josh Stanley jest aktywistą na rzecz legalizacji marihuany i przedsiębiorcą w branży marihuany medycznej. W rozmowie z dziennikarzem Krytyki Politycznej dzieli się swoimi obserwacjami z amerykańskiej perspektywy.
Stanley, mimo że jest za legalizacją marihuany także tej rekreacyjnej, jest zainteresowany głównie marihuaną medyczną. I to nie tylko dlatego, że w tym sektorze działa.
Jest przede wszystkim przekonany o uzdrawiającej mocy konopi, co potwierdziło odkrycie w 1993r. istnienia u ludzi układu endokannabinoidowego. Działa to mniej więcej tak: nasz mózg jest wyposażony w „przełączniki”, które powinny się uruchamiać w obecności określonych substancji. Gdy tych substancji z jakiś powodów zabraknie, organizm jest niesprawny.
Ale właśnie w marihuanie znajdują się odpowiednie substancje (THC, CBD, CBN), mogące je zastąpić i włączyć szwankujące „przełączniki”. Uzyskanie takiej leczniczej marihuany nie jest proste. Potrzebne są badania, opracowanie dawkowania, rozpisanie kuracji na dane schorzenie.
„Palenie to nie jest żadna kuracja, nie możesz wyliczyć liczby „buchów” marihuany na palcach i w ten sposób sobie ją dawkować.”
– twierdzi Stanley. Przypomina też, że każde palenie jest rakotwórcze, więc „nie jest to zdrowy pomysł”. Marihuana posiada ok. 400 składników, zaś biotechnicy izolują z niej te, które są przydatne w procesie leczenia.
Marihuana jest alternatywą dla chemikaliów, które są tak bliskie sercu (i kieszeni) wielkich koncernów farmaceutycznych, które najchętniej opatentowałyby również kannabinoidy, zmiksowały z jakąś substancją chemiczną i sprzedawały, jako własny lek. Być może konopie to szansa na naturalną terapię chorób, dla których medycyna tradycyjna nie znalazła skutecznego leku: Parkinson, Alzheimer, cukrzyca, toczeń i wiele innych.
Podoba ci się? Polub nas
Na amerykańskich uniwersytetach, mimo przychylności naukowców, nie wolno prowadzić badań nad marihuaną medyczną, gdyż na poziomie federalnym jest ona nielegalna.
Legalizacja marihuany w USA ma swoje wady, szczególnie w odniesieniu do marihuany medycznej. Sama zapowiedź legalizacji w Kolorado obudziła w wielu przedsiębiorców, liczących na duży zysk. Ograniczono więc liczbę dopuszczalnej ilości krzewów do 6-ciu, ale zaraz potem zalegalizowano marihuanę rekreacyjną…bez żadnych ograniczeń. To absurd.
Lepiej poradził sobie Nowy Jork, gdzie nie ma ograniczeń dla marihuany medycznej, o ile nie produkuje się niczego do palenia lub jedzenia. Ma być koncentrat pakowany jak lek i tak sprzedawany.
Przeciwnicy legalizacji marihuany w Kolorado (konserwatyści) zaczęli zmieniać zdanie – gdy tylko zaczęła się zapełniać stanowa kasa, a poziom przestępczości spadł. Jest także mniej stłuczek, młodzież rzadziej sięga po zioło, bo straciło ono magię owocu zakazanego.
Josh Stanley, wraz z innymi aktywistami dopominającymi się o prawo do leczenia marihuanę, przebył długą drogę. Teraz marzy o tym, żeby:
1. Żadne chore na epilepsję dziecko nie musiało czekać na leczenie przy pomocy CBD.
2. Sensownie zmieniało się prawo.
3. Mógł prowadzić nadal edukację nt. leczniczych właściwości marihuany.
4. Wyniki testów klinicznych potwierdziły jego wieloletnie obserwacje i doświadczenie.
Życzmy mu powodzenia.
Źródło: krytykapolityczna.pl