Aby odnieść sukces w życiu trzeba czasem podjąć ryzyko i nigdy nie wybierać drogi na skróty. SickMeds bardzo poważnie podchodzi do procesu hodowli zanim wyda na świat kolejną odmianę konopi. To właśnie dzięki temu dostarcza pacjentom i wymagającym klientom tylko najlepszy towar. Dzięki rozmowie z hodowcą SickMeds możemy zagłębić się w botanikę tej tajemniczej rośliny, przeczytać o pozytywnym działaniu phytokanabinoidów oraz dowiedzieć się, co szczególnego jest w odmianach Williams Wonder czy Green Crack. Zapraszamy do rozmowy z Bobbym Nuggz – zawodowym hodowcą konopi indyjskich z teneryfy.
Od jak dawna zajmujesz się botaniką konopi? Kiedy zacząłeś przygodę z uprawą nowych odmian? Proszę przybliż nam historię powstania tych szczepów.
Wszystko zaczęło się jakieś 16 lat temu i wynikało z czystej ciekawości. Muszę się trochę pochwalić, że mimo, że moja wiedza w tym temacie była właściwie zerowa, moja pierwsza przygoda z uprawą była sukcesem. A potem do tej ciekawości dołączyła silna chęć zrozumienia, co naprawdę kryje w sobie ta roślina i otwartość na eksperymenty z hodowlą – nie tylko w kwestii podłoża, ale też metod hodowli, takich jak SOG (Sea of Green) czy ScrOG (Screen of Green)
Chciałem posiąść wszelką potrzebną wiedzę i odnieść sukces – przez sukces rozumiem tu oczywiście udaną krzyżówkę o zaplanowanych, pożądanych cechach a nie sławę czy rzesze fanów dołączających do internetowego fanklubu
Gdy już znałem podstawy zacząłem eksperymenty z hodowlą. Nie było to nic poważnego – ot po to, by zgromadzić swoje własne zapasy nasion, których ceny wtedy były dość wygórowane. Wraz z kilkorgiem przyjaciół zajmowaliśmy się „kopiowaniem” odmian, jakie oferowało Sensi Seeds, np. Northern Lights, Hash Plant, Afghani#1 tylko po to, by mieć z czego później uprawiać i nie wydawać fortuny na towar z Sensi Seeds. Krzyżowałem je potem by uzyskać przynajmniej pierwsze nowe pokolenie, ale nie uważam tego za żaden milowy krok w dziedzinie uprawy konopi. W 2009 zacząłem się starać bardziej na poważnie, próbując zrozumieć w jaki sposób poprzez krzyżowanie przekazuje się dalej cechy recesywne czy dominujące.
Dużo energii włożyłem w pracę nad tymi odmianami, które sam lubiłem palić, a były to zarówno hybrydy jak i odmiany dość jednorodne genetycznie. Niektóre z nich były łatwo dostępne, do innych miałem dostęp tylko poprzez niewielkie sklepiki internetowe. Wtedy były to Northern Lights, Plushberry, Bloo Goo, Magic Merlin, Double Purple Doja, Lemon Stinky czy Sweet Tooth. Zawsze starałem się, by moim eksperymentom hodowlanym przyświecał konkretny cel, by produktem końcowym była roślina o dokładnie takich-a-takich cechach odziedziczonych po rodzicach. I tak na przykład jeśli miałem dość tyczkowatą roślinę matkę, ale za to o bogatym smaku, próbowałem skojarzyć ją z inną rośliną, która mogłaby usprawnić jej budowę bez znaczącego wpływu na jej smak czy zapach. Oczywiście początkowo nie zawsze wszystko wychodziło tak, jak to miałem zaplanowane, ale na pewno zdobyłem solidne podstawy i wiele nauczyłem się na własnych błędach.
Udane krzyżówki, takie jak Aurora, BlooTooth, BubbleGoo czy magic Berries rozprowadzałem wśród znajomych z sieci a ich pozytywne komentarze motywowały mnie do dalszej, bardziej wytężonej pracy nad uprawą konopi. Chciałem posiąść wszelką potrzebną wiedzę i odnieść sukces – przez sukces rozumiem tu oczywiście udaną krzyżówkę o zaplanowanych, pożądanych cechach a nie sławę czy rzesze fanów dołączających do internetowego fanklubu.
Jaka jest twoja misja, jako zawodowego hodowcy?
Nasza misja wzięła się nijako z bardzo sumiennego podejścia do tematu…