Kiedyś zioło to było po prostu zioło. Człowiek mógł co najwyżej wybierać pomiędzy kostką haszu, a woreczkiem z liśćmi. 10 lat temu nikomu w Polsce nie przyszłoby do głowy powiedzieć do swojego dilera: „Ziomuś, ta twoja sativa to nie dla mnie, daj mi indicę”. Obecnie to się zmienia, coraz więcej palaczy ma solidną wiedzę na temat konopi, przez co mogą wybrać ten rodzaj, który im najbardziej odpowiada. Dla tych, którzy jeszcze tego nie wiedzą, przedstawimy poniżej kluczową rzecz – jaka jest różnica między sativą a indicą.
Oczywiście zawsze będzie sporo osób, które będą palić co popadnie, a potem będą się dziwić, że ich trip po towarze z nowego źródła był zupełnie inny niż to, co znali dotychczas. Bo prawdą jest, że doświadczenie z jaraniem jest zupełnie inne, gdy mamy do czynienia z indicą i gdy mamy do czynienia z sativą. Obydwie mają zupełnie różne zastosowanie i mądry palacz dobierze rodzaj palonej marihuany do sytuacji.
Należy jeszcze zauważyć, że świat konopi nie kończy się na indice i sativie, a te z kolei mają swoje dalsze odmiany, setki krzyżówek i wariacji, które mogą jeszcze bardziej urozmaicać/mieszać doznania. Jednak dwa wymienione rodzaje to takie „podstawy podstaw”, które warto znać, by sobie nie zepsuć zabawy.
Sativa = party hard motherf@#*er!
Dla palacza sativa powinna być synonimem sformułowania „czas na imprezę”. Idealnie nadaje się do wszelkich szaleństw, używania życia i intensywnych, ostrych bib, z głośną muzyką i chmarą fajnych ludzi, z którymi chce się gadać (no chyba, że twoje wyobrażenie o idealnej imprezie bliższe jest leżeniu z ziomkami na kanapach, w zmule i patrzenie się na kłęby dymu, wtedy sativa raczej ci będzie psuć zabawę, niż ją nakręcać). Paląc tę odmianę konopi człowiek jest bardziej energetyczny, pobudzony, chce mu się żyć, chce mu się wszystkiego. Dużo bardziej twórcza staje się wyobraźnia, dlatego artyści często używają sativę pracując (żeby tak każdy mógł…). Nawet jeśli sam nie masz żadnych uzdolnień twórczych, to ta odmiana pozwoli ci prawdopodobnie na lepszy odbiór filmu, czy koncertu, zwłaszcza w większym gronie ludzi.
Tę odmianę warto też wybrać jeśli chcemy zwiększyć/urozmaicić nasze doznania seksualne, wielu palaczy twierdzi, że to także świetny afrodyzjak. Generalnie więc sativa otwiera cię na świat i sprawia, że czerpiesz więcej z kontaktu z ludźmi, czy przedmiotami. Jak najbardziej nadaje się do tego, żeby ją palić przez cały dzień. A! Czy wspomniałem, że trip jest odczuwalnie dłuższy?
Za takie a nie inne właściwości konkretnej sativy odpowiada jej zawartość THC (z reguły jest wyższa niż w indicach, ale nie zawsze), a także mieszanka terpenów (związki organiczne wchodzące w interakcje z kannabinoidami) jakie posiada: sativy są bogate w dość duże stężenie pinenu – rozszerza on oskrzela (co może powodować większą absorpcję kannabinoidów), a także ma korzystny wpływ na pamięć i niweluje negatywne właściwości THC.
Jak rozpoznać sativę?
Najłatwiej jest spalić część towaru i zobaczyć jakiego rodzaju trip po nim będziemy mieli. Ale oczywiście nieraz fajnie by było wiedzieć z czym mamy do czynienia jeszcze przed jaraniem. Prawda jest taka, że nawet mając iście ekspercką wiedzę nie zawsze będziemy w stanie rozpoznać towar bez wypróbowania go (podziękowania proszę wysyłać naszym kochanym prawodawcom na Wiejskiej w Warszawie). Pewną wskazówką może być zapach: sativa zazwyczaj ma lżejszy, tak jakby nieco owocowy aromat (przypominający pomarańczę, cytrynę, truskawkę czy wiśnię; czasami też pachnie podobnie do wanilii). Dużo łatwiej ją rozpoznacie jeżeli macie przed sobą całe liście – w przypadku sativy są one wyraźnie cieńsze, jaśniejsze i dłuższe niż u indiki.
Podstawowy problem, jaki występuje w przypadku sativy to jej hodowla. Potrzeba znacznie więcej czasu, aby roślinka osiągnęła stan dojrzałości (różne szacunki wskazują, że może to zająć od 10-ciu do nawet 20-tu tygodni – jak zawsze zależy to przede wszystkim od warunków, jakie jesteśmy w stanie roślinie zapewnić i od konkretnego podgatunku sativy, z jakim mamy do czynienia), a na dodatek plony z krzaka nie będą tak duże, jak w przypadku indiki. Sativa znosi też dużo gorzej hodowlę w zamkniętych pomieszczeniach. Zdecydowanie preferuje ciepły klimat i domaga się słońca, przestrzeni i wiatru, a nie ciasnej szafki na ubrania i wycelowanej w nią żarówy.
Z powodu wymienionych powyżej względów hodowcy decydują się często nie na „czyste” odmiany sativy, tylko na krzyżówki (możecie się też spotkać z nazwą ‚hybrydy’), które rosną, tak jak indica, ale mają właściwości stymulujące, takie jak sativa.
Indica = kanapa, szama i do łóżka
Podczas gdy sativa nastawia cię świetnie do interakcji ze światem indica działa w drugą stronę – nakierowuje twoją uwagę na siebie samego i na to, co się z tobą dzieje. Jest dobra do wszelkich psychodelicznych wkrętów, które sprawią, że „przemierzysz wszechświat nie ruszając się z fotela”, tak przynajmniej twierdzą jej najbardziej euforyczni fani. Prawdą jest na pewno jedynie to, że paląc indicę na pewno nie ruszysz się z fotela, będziesz się czuł wręcz „przyspawany” do niego.
Jarając tę odmianę konopi człowiek koncentruje się na tym, co dzieje się w jego głowie, dużo osób wybiera ją też po to, aby się zrelaksować i odprężyć po ciężkim dniu. Jeżeli jesteś zestresowany/a i potrzebujesz się po prostu uspokoić, to indica będzie tutaj dużo lepszym wyborem niż sativa. Minusem może być natomiast to, że poczujemy się upaleni odczuwalnie krócej, niż w przypadku jej „imprezowej siostrzyczki”.
Mało doświadczeni palacze mogą indicę bardzo mocno skojarzyć z jednym: z ostrą „gastrofazą” – człowiek leży „skuty” na kanapie i nagle ni stąd, ni zowąd zaczyna myśleć, że by coś wszamał. Jeśli jest w stanie doczłapać się do lodówki to opróżnia ją z całej zawartości (jedzenie smakuje jak nigdy!). Po czym zasypia, spokojnie niczym dziecko (nic z tych rzeczy nie dzieje się w przypadku sativy).
Indici z reguły zawierają mniejszą ilość THC niż sativy. Wśród terpenów na pierwszy plan wybija się tu mircen (w sativach też występuje w sporych ilościach, ale nie odgrywa już w całej mieszance aż tak dominującej roli), który sprzyja przenikaniu kannabinoidów do mózgu i generalnie działa uspokajająco i relaksująco (co ciekawe związek ten występuje też w chmielu czy mango, a wyciąg z niego jest od dawna stosowany w ziołolecznictwie w leczeniu zaburzeń snu). Te właściwości indici, a także fakt, że zawiera ona większe ilości CBD, niż jej „siostrzyczka” powodują, że ma ona generalnie szersze zastosowanie jako lek uśmierzający ból.
Jak rozpoznać indicę?
Tak jak i w przypadku sativy wydzielany zapach może się znacznie różnić, ale ogólnie jest cięższy, bardziej intensywny i przywodzi na myśl mech, ściółkę drzewną, sosnę, czy kwiat bergamotki. Indica może też wręcz „śmierdzieć skunksem”. Bardzo charakterystyczne są liście – mniejsze, grubsze, bardziej „krępe” i bardziej zwarte, niż w przypadku sativy. Mają też zdecydowanie ciemniejszy odcień.
Większość hodowców zdaje się podzielać przeświadczenie, że indica jest łatwiejsza i efektywniejsza w hodowli. Nie jest aż tak ciepłolubna jak jej „siostra”, dobrze sprawdza się w warunkach piwnicznych, czy zamknięta w szafce. Rosnąc w naturalnym środowisku wykazuje też większą odporność na warunki pogodowe. Krzak, choć jest niższy od sativy, to jednak pozwala na zebranie z niego większych plonów. Szybciej też dojrzewa – okres kwitnienia to ok. 5 do 7-miu tygodni.
Sativa vs indica – co wybrać?
Pamiętajcie, że sam opis nigdy nie zastąpi osobistego doświadczenia. Indica może na pozór wydawać się mniej atrakcyjna od sativy. Prawda jest natomiast taka, że jest po prostu inna, a przyjemność z zabawy z nią w dużym stopniu zależy od umiejętnego jej wykorzystania. Żeby móc je obydwie ocenić należy przynajmniej po parę razy ujarać się każdą, przy zróżnicowanych „set and settings” – do czego bynajmniej nie zachęcamy, wszak od palenia marihuany – jak zauważył pewien znany duchowny– można umrzeć!
Manuel Langer
Napisz do autora: manuellanger@cannabisnews.pl