Marihuana, czy antydepresanty? Coraz więcej osób stawia sobie pytanie co jest skuteczniejsze w zwalczaniu depresji – choroby naszych czasów, o której w Polsce niewiele się jeszcze mówi (bo to wstyd), a na którą cierpi stale lub sporadycznie naprawdę wielu ludzi. Nawet jeśli depresja nie dotknęła was osobiście, to jest wysoce prawdopodobne, że zmaga się z nią ktoś z waszego bliskiego otoczenia.
I nic w tym dziwnego: żyjemy w coraz większym stresie, nie mamy czasu na rodzinę, na bliskich i przyjemności, a połowę dnia zajmuje nam praca, która nas często otumania, zamiast rozwijać i o której utratę i tak codziennie drżymy. Coraz więcej ludzi łyka przez to różne tabletki, sztucznie poprawiające ich nastrój. Jak się okazuje wcale nie musieliby tego robić i niszczyć swój organizm mocno inwazyjnymi chemikaliami. Za wielką wodą – w USA popularne staje się bowiem zastępowanie tego rodzaju farmaceutyków paleniem marihuany.
Dzięki fali legalizacji, która objęła na razie kilka stanów, nad Mary Jane prowadzonych jest coraz więcej badań, które z roku na rok rozszerzają jej gamę zastosowań. Na podstawie niektórych z nich (oraz pewnych ciekawych danych statystycznych, które przywołam poniżej) pojawia się coraz więcej głosów stawiających śmiało tezę, że w najbliższej przeszłości gandzia stanie się jednym z podstawowych leków stosowanych w walce z depresją, dużo mniej inwazyjnym i bezpieczniejszym w zażywaniu niż tradycyjne antydepresanty. Z tymi badaniami naukowymi współgrają liczne świadectwa zwykłych ludzi, którzy już dawno odstawili przepisane im przez lekarzy „pigułki szczęścia” na rzecz dobrego, poczciwego skręta.
Dla tych, którzy myślą, że depresja to „jakaś tam bzdura”, błaha choroba egzaltowanych kobiet, pozwolę sobie zacytować fragment historii osoby, która przez napad depresji przeszła: „Ja mam wszystko; cudowne dzieci, fajną, lubianą pracę (daleko do średniej krajowej, ale nie narzekam), własny dom bez kredytu, cudownego, kochającego męża i … nagle, 2 lata temu znalazłam się w szpitalu z powodu ciężkiej depresji. Spędziłam święta i nowy rok w szpitalu. Kiedy moje dzieci występowały w jasełkach, ja wiłam się z bólu (tak to bardzo boli!). Wzywałam lekarzy aby dostać jakiś lek uspokajający, który i tak przecież nie mógł pomóc. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, zwijałam się w kłębek i kiwałam jak w chorobie sierocej. Czułam, że życie mi się skończyło i muszę się pożegnać z tym, co kochałam i robiłam robić (byłam radosną osobą). Mój przypadek był ciężki. Wiele osób wychodziło ze szpitala po 3 tygodniach, ja ciągle tam byłam… Chciano mnie poddać elektrowstrząsom aby skrócić moje cierpienia (to jedyna metoda, po której szybko przychodzi poprawa) ale ze względu na dużą wadę wzroku, zaniechano tego. Nie wierzyłam, że z tego wyjdę, a już na pewno, że wrócę do pracy! Wyszłam, wróciłam do pracy po 8-o miesięcznej przerwie i na razie jest dobrze…”.
Wielu palaczy może z własnego, osobistego doświadczenia – bez zasięgania opinii lekarzy, czy naukowców – powiedzieć jak bardzo jaranie potrafi pomóc w zwalczeniu silnego stresu, czy wyjściu z poważnego doła. Nic tak nie wyluzuje człowieka i przegna nawiedzające go lęki jak kilka mocnych buchów, najlepiej wziętych w doborowym towarzystwie. Poniżej przedstawiam 5 argumentów przemawiających za tym, że jest to zdecydowanie lepsza opcja, niż nafaszerowanie się tabletkami antydepresyjnymi, gdy nas złapie naprawdę porządny dół.
1. Palenie marihuany ma mniej nieprzyjemnych skutków ubocznych, niż zażywanie „tabletek szczęścia”
Cena jaką się płaci za poprawę nastroju, gdy człowiek zdecyduje się na stosowanie antydepresantów jest naprawdę wysoka. Oto tylko niektóre skutki uboczne, jakie mogą w wyniku tego nastąpić (pełną listę znajdziecie w tym artykule):
- senność lub bezsenność
- niepokój; stany lękowe
- zaburzenia koncentracji
- upośledzenie pamięci
- majaczenia
- objawy submaniakalne
- napady drgawkowe
- silne drżenie mięśni, szczególnie drżenie rąk
- objawy pseudoparkinsonowskie
- niestrawność, nudności, zaparcia
- obniżenie potencji
- jadłowstręt
- bóle głowy
- trudności w oddawaniu moczu
Jak jest natomiast w przypadku jarania zioła tego na takim portalu, jak ten, chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Bardzo rzadko mogą wystąpić u kogoś stany lękowe, ktoś inny może odczuwać na skutek palenia bóle głowy. Natomiast z większością wymienionych powyżej dolegliwości fan zioła raczej nigdy się nie spotka.
2. Antydepresanty mogą zniszczyć wasze życie seksualne. Marihuana może je jedynie polepszyć
Zanik libido, stłamszone lub zupełnie zniszczone życie seksualne to częsty efekt uboczny zażywania leków na depresję. Jeśli przejrzycie dowolne internetowe forum, czy dyskusje poświęcone długotrwałemu zażywaniu antydepresantów często natkniecie się na wypowiedzi, takie jak ta: „A co ja mam powiedzieć? Mam 27 lat i po przebytej chorobie jestem nieodwracalnie niezdolny do seksu. Nawet sobie nie wyobrażacie,jak cierpię gdy czytam jaką przyjemnością jest seks. Nie wiecie co czuję gdy oglądam całujące się pary. Nie macie pojęcia jakie to piekło, kiedy…
Marihuana to nie tylko świetny antydepresant, ale przede wszystkim genialne narzędzie do autoterapii. Nie znam lepszej substancji do wprowadzenia się w stan, w którym z pozycji trzeciej osoby można (przy odrobinie świadomości i dobrych intencji) doświadczyć własnych „baboli”, złych nawyków myślowych z przeszłości, by móc je nowo przeżyć, wyrzucić z siebie i uświadomić sobie co robimy nie tak.
W normalnej rzeczywistości, w której nie liczy się jedynie pieniądz, terapia u psychologa powinna właśnie wyglądać w ten sposób, że pacjent/ klient wprowadzany jest w taki psychodeliczny stan półsnu, w którym można szerzej doświadczać, aby wyciągać z tego mądrą naukę. A nie ciągnąć terapie latami, ssając kasę 🙂
Jeżeli chodzi o inne skuteczne, sprawdzone na sobie, antydepresyjne „metody” mogę polecić:
– wysokie dawki witaminy D – 15.000 jednostek i więcej
– komora hiperbaryczna czyli tlenoterapia – tlen pod ciśnieniem 1,3 atmosfery wdychany przez 1,5 godziny „robi cuda” 🙂
– wysiłek fizyczny – jazda na rowerze, chodzenie po górach….
– roślinne inhibitory monoaminooksydazy (MAO) – dziurawiec, ruta
– adaptogeny typu: ashwagandha, różeniec górski
– no i oczywiście marihuana, żeby z poszerzonej perspektywy zobaczyć na jakim etapie życia jesteśmy i jakie zmiany można jeszcze wprowadzić.
Comments are closed.