…żyje się ze świadomością,że nigdy nie pozna się smaku seksu. Nikomu nie życzę takiego życia (a raczej piekła).Osobiście uważam,że jestem dowodem na nieistnienie boga. Gdyby istniał, nie pozwoliłby mi na takie cierpienie. Ja nie potrafię już tak żyć,myślę,że skończę ze sobą za jakiś czas. Tylko nie piszcie mi, że seks nie jest najważniejszy, ktoś, kto może go mieć nie rozumie mojego problemu”.
Ponadto w ciekawym artykule na Onecie przywoływane są badania antropologa ewolucyjnego, Helen Fisher, która twierdzi, że antydepresanty stępiają uczucie zakochania u nowo poznających się osób. Odczuwana na tym etapie miłość jest bardzo podobna do stanu zaburzeń psychicznych, a rolą „tabletek szczęścia” jest przecież utrzymywanie nas w stanie względnej równowagi.
Każdy palacz wie, że nic takiego nie dzieje się w przypadku jarania zioła. Co więcej, to jeden z najciekawszych afrodyzjaków, mogący wzbogacić nasze życie seksualne, a w przypadku par z długim stażem nakręcić je na nowo. Nie wszystkie szczepy konopi co prawda tak działają, ale w najgorszym jednak wypadku gandzia po prostu w żaden sposób nie wpłynie na nasze erotyczne doznania (no chyba, że ktoś zamiast obcować ze swoją dziewczyną, będzie wolał całymi dniami popalać ze swoimi kumplami).
3. Antydepresanty + alko = problemy. Marihuana + alko = najczęściej dobra zabawa
Wiele leków przeciwdepresyjnych nie można łączyć z alkoholem, gdyż znacząco zwiększa to wystąpienie skutków ubocznych, charakterystycznych dla danego specyfiku oraz nasila negatywne efekty obydwu substancji. Tego rodzaju tabletka może wręcz zwielokrotnić toksyczność alkoholu, co może spowolnić u danej osoby proces myślowy, ostro zaburzyć jej percepcję, czy też doprowadzić do zachowań agresywnych.
Łącząc alkohol z Mary Jane jedyną nieprzyjemnością na jaką się ewentualnie narażamy jest to, że trunek nieco „zmuli” nam nasz przyjemny stan upalenia. Generalnie jednak zioło + kilka piw to przecież bardzo popularny zestaw imprezowy.
4. Antydepresanty prowadzą do agresji. Marihuana nie
Parę lat temu grupa amerykańskich naukowców opublikowała ciekawą listę specyfików, których stosowanie wywołuje u części biorących je osób agresywne zachowania. Wszystkie z wymienionych „prochów” były lekami wydawanymi na receptę. Z pierwszej dziesiątki aż 5 stanowiły antydepresanty. Wśród nich jednym z najczęściej wiodących do agresji okazał się popularny Prozac – lek podnoszący pewność siebie.
Nie wiem czy ktokolwiek, kiedykolwiek widział natomiast człowieka, który by był agresywny po spaleniu jointa. Nawet przeciwnikom trawki trudno jest zaprzeczyć, że gandzia jest jednym z najbardziej pokojowo nastawiających ludzi narkotyków.
5. Antydepresanty mogą wzmocnić skłonności samobójcze. Marihuana zdaje się samobójstwom zapobiegać
Badania naukowe wykazały, że niektóre popularne antydepresanty – zwłaszcza w początkowej fazie stosowania (mniej więcej pierwsze 2 tygodnie) – zaostrzają przebieg choroby, w tym mogą m. in. prowadzić do zwiększenia się skłonności samobójczych. Jest to paradoksem, bo przecież te leki mają ludzi z trudnych sytuacji wyciągać, a nie działać ramię w ramię z depresją. Dzieje się tak dlatego iż antydepresanty SSRI (uwaga: mocno naukowy żargon) „nie uwzględniają podwójnej roli komórek serotoninowych, które wysyłają sygnał prowadzący z jednej strony do uwalniania serotoniny (neuroprzekaźnika sterującego motywacją), a z drugiej strony do uwalniania glutaminianu (neuroprzekaźnika powiązanego z odczuwaniem przyjemności i uczeniem się)”.
Trzeba przyznać, że na temat powiązań marihuany z samobójstwami niewiele da się powiedzieć – nie jest to rzecz, która zajmuje naukowców. Jednakże możemy odwołać się za to do statystyk – grupa amerykańskich badaczy przyjrzała się kilku stanom w których zalegalizowano tzw. medyczną marihuanę. Z ich studium wynika, że liczba mężczyzn pomiędzy 20. a 39. rokiem życia, decydujących się na popełnienie samobójstwa, w tych regionach kraju spadła o ok. 10%.
Na koniec prośba do czytelników: jeśli znacie osobiście kogoś, kto cierpi na depresję, pomówcie z nim o sposobach wyjścia z niej, być może nigdy nie słyszał o tym, że marihuana może być skuteczniejszym remedium na depresję, niż tradycyjne antydepresanty. Być może przywrócicie tej osobie radość z życia.
Marihuana to nie tylko świetny antydepresant, ale przede wszystkim genialne narzędzie do autoterapii. Nie znam lepszej substancji do wprowadzenia się w stan, w którym z pozycji trzeciej osoby można (przy odrobinie świadomości i dobrych intencji) doświadczyć własnych „baboli”, złych nawyków myślowych z przeszłości, by móc je nowo przeżyć, wyrzucić z siebie i uświadomić sobie co robimy nie tak.
W normalnej rzeczywistości, w której nie liczy się jedynie pieniądz, terapia u psychologa powinna właśnie wyglądać w ten sposób, że pacjent/ klient wprowadzany jest w taki psychodeliczny stan półsnu, w którym można szerzej doświadczać, aby wyciągać z tego mądrą naukę. A nie ciągnąć terapie latami, ssając kasę 🙂
Jeżeli chodzi o inne skuteczne, sprawdzone na sobie, antydepresyjne „metody” mogę polecić:
– wysokie dawki witaminy D – 15.000 jednostek i więcej
– komora hiperbaryczna czyli tlenoterapia – tlen pod ciśnieniem 1,3 atmosfery wdychany przez 1,5 godziny „robi cuda” 🙂
– wysiłek fizyczny – jazda na rowerze, chodzenie po górach….
– roślinne inhibitory monoaminooksydazy (MAO) – dziurawiec, ruta
– adaptogeny typu: ashwagandha, różeniec górski
– no i oczywiście marihuana, żeby z poszerzonej perspektywy zobaczyć na jakim etapie życia jesteśmy i jakie zmiany można jeszcze wprowadzić.
Comments are closed.