– Moja narzeczona zażądała ode mnie abym rzucił jaranie… – usłyszałem niedawno od kumpla. Zdziwiłem się, zapytałem o powód: – Przeczytała w internecie, że marihuana poważnie uszkadza plemniki i wystraszyła się, że nie będziemy mogli mieć dzieci – odpowiedział. Czy marihuana obniża płodność i czy naprawdę jest się czego bać?
Strach ma wielkie oczy…
Do tej pory nie przeprowadzono zbyt wielu badań, które pozwalałyby stwierdzić na pewno jaka jest zależność pomiędzy paleniem gandzi, a jakością spermy. Artykuły, które można znaleźć w sieci powołują się zazwyczaj na jedno z dwóch studiów: badanie przeprowadzone przez dra Alana Paceya i badanie przeprowadzone przez grupę duńskich naukowców. Obydwa w języku angielskim można przeczytać online na stronach American Journal of Epidemiology (dostęp do drugiego jest niestety płatny). Z obydwu wynika, że regularne palenie marihuany rzeczywiście pogarsza tzw. morfologię plemników, czyli ich ogólną sprawność i prawidłową budowę, co ma przełożenie na możliwość zapłodnienia kobiety. Innymi słowy: tak, marihuana obniża płodność, ale ważne są szczegóły.
Ustalenia Paceya pochodzą z 2014 r. i dotyczą dawców spermy z Wielkiej Brytanii. Są raczej mało przydatne, ponieważ wpływ marihuany na spermę testowany był jedynie przy okazji szerzej przewidzianych badań. Wynikają z niego praktycznie same ogólniki i jak sam autor zaznacza do rezultatów należy podchodzić ostrożnie, ponieważ nie uwzględniono wielu czynników, które mogły mieć wpływ na wynik. Niemniej Pacey ustalił, że wśród mężczyzn poniżej 30 roku życia, którzy w ciągu trzech ostatnich miesięcy zadeklarowali palenie marihuany szansa na to, że sperma była kiepskiej jakości zwiększała się dwukrotnie. Należy jednak dodać, że o tyle samo gorsze wyniki mieli mężczyźni, którzy swe nasienie w banku spermy złożyli w miesiącach letnich (pomiędzy czerwcem a lipcem). Studium Paceya nie różnicowało też badanych ze względu na to jak często palili trawkę.
Dużo dokładniejsze są ustalenia Duńczyków. Pomiędzy 2008 a 2012 r. przebadano grupę 1215 mężczyzn w wieku 18-28 lat przy okazji poddania ich badaniu przydatności do służby wojskowej. Poproszono ich o wypełnienie ankiety dotyczącej używania narkotyków, przebadano fizycznie, pobrano próbki spermy, a także krwi (co uwiarygadnia informacje zawarte przez nich w ankietach). 45% z nich przyznało, że paliło marihuanę w ciągu ostatnich 3 miesięcy przed badaniem. Osoby palące marihuanę regularnie (rozumiano przez to jaranie co najmniej raz w tygodniu) miały przeciętnie spermę o niecałe 30% gorszą (mniej bogatą w plemniki i rzadszą) niż ich „czyści” koledzy. Wskaźnik ten wzrastał do ponad 50% jeśli oprócz gandzi zażywali także inne dragi.
„Czy to znaczy, że paląc ryzykuję bezpłodność?”
Nie, bynajmniej nie. Jest zupełnie normalne, że spora część plemników jest niesprawna. Jak można się dowiedzieć z będącej wyznacznikiem w tej dziedzinie aktualnej publikacji Światowej Organizacji Zdrowia (całość można przestudiować tutaj) u przeciętnego dorosłego faceta zwykle ok. 25% – 30% plemników jest prawidłowej budowy, nie zdarzają się natomiast mężczyźni u których 100% plemników jest zupełnie zdrowych i prawidłowo rozwiniętych. Żeby pokazać rzecz jeszcze bardziej obrazowo nadmieńmy, że przeciętnie w jednym milimetrze spermy podczas wytrysku znajduje się ok 15 mln plemników (przy ok. 39 mln w całym tzw. ejakulacie).
Jeszcze niższa jest norma, która definiuje zdrowego w sferze płodności osobnika płci męskiej. Za zdolnego do zapłodnienia kobiety uznaje się mężczyznę u którego co najmniej 4% plemników ma prawidłową morfologię. Nawet jeśli więc z tych 25% sprawna będzie tylko połowa, to normalny mężczyzna nie powinien mieć problemów z zapłodnieniem kobiety.
Jakkolwiek generalnie w wyniku warunków w jakich przeciętny facet żyje współcześnie – stresującego trybu życia, złego odżywiania się, zanieczyszczeń powietrza coraz częściej mężczyźni mają problemy z płodnością. Używki mają na to bardzo zróżnicowany wpływ – według większości badań papierosy, czy alkohol raczej nie wpływają na jakość spermy. Natomiast marihuana obniża płodność jeśli jest palona regularnie.
Oczywiście możesz mieć akurat pecha i znajdować się w grupie osób znajdujących się na tzw. granicy płodności, czyli gdzieś w okolicach 4%… W przytaczanym wcześniej badaniu Pacey obok efektów palenia gandzi zauważył także, że szansa na zapłodnienie kobiety zwiększała się u mężczyzn, którzy przed oddaniem nasienia powstrzymywali się od seksu 6 dni lub dłużej. Należy również pamiętać, że na wytworzenie całkowicie nowej spermy (co do której można mieć zupełną pewność, że wypalone zioło nie mogło mieć żadnego na nią wpływu) organizm potrzebuje max. 3 miesięcy. Nie ma więc żadnego powodu, by odstawiać jaranie na dłużej, jeśli naprawdę ktoś się martwi, że może ono wpłynąć na jego zdolność spłodzenia potomka.
Warto jeszcze wspomnieć, że gandzia być może zmniejsza także możliwość zajścia w ciążę w przypadku kobiet, które ją palą. Może podobno naruszyć ich cykl owulacyjny, a także wpłynąć na zdolność embrionu do prawidłowego zagnieżdżenia się a następnie rozwoju w macicy. Jednakże artykuły mówiące o tym nie powołują się na żadne udokumentowane badania. Co innego gdy kobieta jest już w ciąży – w tym punkcie świat nauki jest raczej zgodny co do tego, że nie powinno się palić MJ, bo może to negatywnie wpłynąć na rozwój dziecka. Chodzi przede wszystkim o to, że dym prawdopodobnie dusi płód, natomiast same kannabinoidy nie mają negatywnego wpływu nań (być może nawet jest on pozytywny). Ciekawe badania w tym zakresie przeprowadzono na Jamajce (szczegóły tutaj i tutaj).
Manuel Langer
Napisz do autora: manuellanger@cannabisnews.pl