W Polsce za jazdę pod wpływem narkotyków grozi nam zazwyczaj do dwóch lat więzienia, o ile nie spowodowaliśmy wypadku i zostaliśmy skazani z tytułu podstawowego w tym zakresie przepisu. 2 lata to dużo czy mało? To można ocenić tylko, gdy porównamy nasze prawo z tym jak to wygląda w innych krajach na świecie.
Tyle się w przeciągu ostatnich lat nam mówiło, że mamy być drugą Irlandią, Japonią, czy Bóg wie czym jeszcze. Zachód jest nam raz po raz pokazywany jako wzór do którego mamy dążyć. Lwia cześć naszych przepisów jest dostosowywana do wytycznych Unii Europejskiej, niemniej w przypadku prawa narkotykowego za najnowszymi trendami na Zachodzie jesteśmy przynajmniej o dekadę do tyłu (jeśli nie więcej). Wszyscy którzy jarają i choć trochę interesują się tematem wiedzą, jak wygląda prawo w Holandii, Hiszpanii, czy niektórych stanach USA. Natomiast niewielu z was się pewnie orientuje, jak wygląda sprawa prowadzenia po narkotykach w tych krajach. To także powinno być wskazówką jak powinno się zmieniać nasze polskie prawo w tym zakresie.
Generalnie można powiedzieć, że wszędzie prowadzenie pojazdu w stanie odurzenia narkotykami jest zabronione, ale występują poważne różnice w wysokości i dotkliwości kar oraz w wartościach granicznych określających czy daną osobę uważa się za odurzoną i niezdolną do prowadzenia. Dokładnie różnice dopuszczalnych ilości przedstawiają dwie poniższe tabele.
Odmienne doświadczenia różnych krajów pozwalają ocenić co okazało się pomysłem dobrym, a co złym i jakie są skutki przechodzenia od restrykcyjnych zapisów do łagodniejszych (i w drugą stronę). Przyjrzyjmy się wpierw dwóm krajom, które są bardzo bliskie sobie kulturowo, a jednak zmierzają obecnie w zupełnie różnych kierunkach (jeżeli chcielibyście się najpierw dowiedzieć jak karanie za jazdę pod wpływem narkotyków wygląda w praktyce w Polsce – czego możecie się spodziewać, gdy już zostaniecie zatrzymani – zapraszamy was najpierw tutaj.
USA
W kraju, w którym kilka stanów zdecydowało się na zalegalizowanie medycznej marihuany, a cztery także rekreacyjnej (Kolorado, Alaska, Waszyngton, Oregon) zmienia się przede wszystkim ogólna akceptacja społeczna dla marihuany, także w przypadku prowadzenia pod jej wpływem. Jak podaje serwis Live Science w badaniu instytutu Gallupa sprzed roku bardzo wielu obywateli Stanów Zjednoczonych uważa ludzi prowadzących pod wpływem trawki za niewielkie zagrożenie na drodze (ok. 70% badanych). Tylko 29% respondentów uważa osoby, które wypaliły blanta zanim wsiadły do samochodu za poważne zagrożenie. Dla porównania: w przypadku alkoholu aż 79% badanych uznało, że kierujący pod jego wpływem stanowią poważne zagrożenie na drodze.
Pouczająca jest lekcja, jaką można wyprowadzić z sytuacji w stanie Kolorado: po zalegalizowaniu rekreacyjnej marihuany wybuchła tam podsycana przez wrogie Mary Jane media mała panika właśnie m. in. na tle tego, że nowe prawo przyczyni się do ogromnego zwiększenia ilości wypadków drogowych. Do dziś na kilku pomniejszych regionalnych amerykańskich portalach można znaleźć przekłamane informacje o zwiększonej ilości wypadków śmiertelnych po legalizacji. To jak sprawy miały się tam rzeczywiście można dowiedzieć się z artykułu w renomowanym „The Washington Post”. Okazuje się, że liczba wypadków śmiertelnych nieznacznie spadła w stosunku do roku sprzed legalizacji.
Samo natomiast przyzwolenie na pozamedyczne spożycie doprowadziło do wyczulenia tamtejszej „drogówki” na badanie na zawartość marihuany w organizmie. Pierwszym miesiącom towarzyszyło powstawanie niewiarygodnych opowieści o ludziach dokonujących koszmarnych wypadków pod wpływem marihuany, czy też podkreślaniu, że dany sprawca zdarzenia, które rzeczywiście nastąpiło był pod wpływem zielska, a „zapominanie” w relacjach o tym, że przy okazji był także pijany.
Wielka Brytania
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja na Wyspach Brytyjskich. Pod wpływem polityki rządu rośnie akceptacja dla programów typu „zero-tolerancji” wobec osób prowadzących pojazdy mechaniczne pod wpływem narkotyków. W badaniu przeprowadzonym pośród 26 000 Brytyjczyków legitymujących się dokumentem prawa jazdy aż 88% z nich poparło coraz ostrzejsze prawo w tym względzie. Od marca zeszłego roku na Wyspach zostały wprowadzone surowsze przepisy. Policjanci badają trzeźwość za pomocą nowego zestawu (nazywa się „druglyzer”). Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, w której liczba osób aresztowanych za prowadzenie pod wpływem narkotyków wzrosła w niektórych regionach kraju o… 800% (szczegóły tutaj). Oczywiście policja i rząd są z siebie dumni, jako, że rzekomo zapewnili Brytyjczykom większe bezpieczeństwo na drodze, eliminując zagrożenie, jakie stanowili kierowcy u których wykryto obecność narkotyków w organizmie. Część mediów nowe regulacje prawne i policyjne kontrole uważa za absurd. „The Telegraph” przytacza także statystyki pokazujące, że zadowolenie z siebie służb i rządzących ma się nijak do realiów: we wrześniu 2015 r. (czyli już po wprowadzeniu zmian) liczba wypadków śmiertelnych wyniosła 1 780. Rok wcześniej – przed zmianami – było ich o 3% mniej (pełną analizę można przeczytać tutaj).
Wypadki ze skutkiem śmiertelnym w Unii Europejskiej
Oficjalne statystyki przedstawiane w raportach Komisji Europejskiej (szczegółowe opracowanie za 2015 r. znajdziecie tutaj) wskazują na to, że nie ma żadnej wyraźnej zależności między wysokością dopuszczalnej ilości narkotyków we krwi, czy też liberalnością regulacji dotyczących narkotyków, a liczbą wypadków samochodowych w danym kraju ze skutkiem śmiertelnym. Co więcej znana ze swego mocno tolerancyjnego podejścia do narkotyków Holandia może pochwalić się jednymi z najlepszych wskaźników bezpieczeństwa na drogach, co oddaje m. in. poniższa tabela.
Wysokość kar w UE
Na dzień dzisiejszy w całej UE jesteśmy państwem o jednym z najwyższych wymiarze kar za prowadzenie pod wpływem narkotyków. Biorąc pod uwagę główny paragraf w tym względzie i zakładając, że dana osoba nie spowodowała wypadku, w Polsce można liczyć na wyrok maksymalnie dwóch lat więzienia i do dziesięciu lat pozbawienia prawa jazdy (dochodzi do tego jeszcze grzywna pieniężna). Wyższe maksymalne kary przewidują tylko Estończycy i Luksemburczycy – obydwa do 3 lat pozbawienia wolności oraz do 3 lat pozbawienia prawa jazdy (Estonia), bądź nawet utracenia go dożywotnio (Luksemburg).
Większość państw przewiduje kary w wysokości maksymalnie 6 miesięcy lub roku więzienia, przy dużych rozbieżnościach w kwestii czasu odebrania prawa jazdy (od kilku miesięcy do kary dożywotniej). W Belgii natomiast za prowadzenie pod wpływem narkotyków w ogóle nie można trafić do więzienia (przy założeniu, że się nie spowodowało wypadku).
Surowe prawo, a realia
Na koniec polecam bardzo ciekawy eksperyment zorganizowany przez CNN w Waszyngtonie. Wideo pokazuje jak rzeczywiście na drodze zachowują się ludzie po gandzi, w zależności od wypalonej przez nich ilości zioła. Widać na nim wyraźnie, że większość z nich musi być naprawdę mocno ujarana żeby naprawdę zaburzyło to ich zdolność prowadzenia pojazdu. Natomiast w świetle obowiązujących w większości państw przepisów wystarczyłoby, by palili kilka godzin wcześniej, by być rzekomo niezdolnymi do prowadzenia samochodu. Ale kogo obchodzi rzeczywistość? Kogo obchodzą statystyki wypadków śmiertelnych? Ważne jest by móc karać i straszyć ludzi więzieniem.
Manuel Langer
Napisz do autora: manuellanger@cannabisnews.pl