Chimera to postać dobrze znana tym, którzy interesują się historią zioła. Dla ludzi uprawiających własne krzaki jest to wciąż jeden z największych autorytetów. Podziwia się go za wiedzę, a przede wszystkim pasję i oddanie z jakim pracował i wciąż pracuje nad nowymi, „idealnymi” szczepami konopi.
Zdolny pasjonat
Jest twórcą bardzo wysoko cenionym wśród koneserów Mary Jane odmian gandzi, takich jak chociażby: C4, Calihzahr, Frostbite, Schnazzzleberry, Dolce Sativa, Mental Floss, czy Fighting Buddah.
Jego fascynacja gandzią i tym jak działa na mózg przywiodła go aż do podjęcia specjalistycznych studiów neurobiologicznych, a także studiowania biotechnologii i nauki o roślinach. Stąd zresztą wywodzi się pseudonim naszego bohatera: słowo ‚chimera’, jak sam twierdzi miało symbolizować fuzję pomiędzy nauką i konopiami (a dziedziny te w 1997 r., kiedy obrał ten pseudonim, wydawały się ludziom odległe).
Nauczyciel
W nielicznych pracach i artykułach dostępnych w internecie Chimera zwykle w przystępnym języku wykłada podstawy otrzymywania nowych szczepów nasion w wyniku autorskich krzyżówek, twierdząc przy tym, że domorośli twórcy nowych odmian także i dzisiaj nie muszą być gorsi od zastępów naukowców wielkich korporacji produkujących i sprzedających nasiona konopi.
Zresztą sam Chimera jest tego przykładem. Pomimo kilkudziesięciu lat doświadczenia i legendy jaka wiąże się z jego nazwiskiem przez cały czas swej działalności hodował nowe nasiona na raczej niewielką skalę.
Rzeczą charakterystyczną dla tego growera jest to, że wyraźnie upodobał sobie sativę – większość jego świetnych krzyżówek zalicza się właśnie do nich. Bardzo często są też spowinowacone z inną legendarną odmianą – Blueberry DJ Shorta. Innym znakiem firmowym Chimery jest to, że jego krzyżówki bardzo często stanowią dobry materiał do przeróbki na haszysz (popularnością cieszy się tutaj zwłaszcza Calihzahr i Schnazzzleberry).
„Nie masz dobrego zioła? Sam je wyhoduj!”
Najbardziej ciekawa jest jednak historia tego jak Chimera sam zaczął uprawiać konopie, a następnie wykonywać pierwsze krzyżówki w poszukiwaniu idealnego zioła. To dobra lekcja dla tych, którzy narzekają na jakość zioła, do którego mają dostęp.
Chimera opowiedział swą historię sam na pewnym angielskojęzycznym forum:
W latach 70. będąc uczniem, na lekcji matematyki siedział zwykle w ławce z pewną dziewczyną, z którą prawie codzienne rozmowy go zbliżyły. Podczas jednej z imprez, na której był ze swoimi znajomymi i jarał zioło okazało się, że jego „koleżanka z ławki” też tam jest, a że on mniej więcej w tym czasie został chłopakiem jej najlepszej psiapsióły, obdarzyła go zaufaniem i postanowiła poznać go ze swym bratem, który miał podobno świetne zioło.
Chimera był bardzo uszczęśliwiony nową znajomością, tym bardziej, że w czasach jego młodości, w jego miejscu zamieszkania było bardzo trudno o wysokiej jakości zioło. Domowe uprawy były wtedy jeszcze czymś rzadkim i paliło się głównie niezbyt ciekawy hasz.
Brat koleżanki był hipisem z bardzo dobrymi kontaktami, co zaowocowało tym, że Chimera zapoznał się z wieloma bardzo dobrymi odmianami marihuany i przyzwyczaił się do palenia towaru z najlepszej półki. Niestety jakiś czas później ów diler-hipis został napadnięty, obrabowany i pobity przez konkurencję. Jego najlepszego przyjaciela, a zarazem współlokatora uprowadzono po napadzie, wywieziono 50 km za miasto i wypuszczono w samych majtkach, grożąc mu przy tym śmiercią w razie zgłoszenia całego wydarzenia na policję. Diler Chimery stracił także 4 000 $ w gotówce i cały pokaźny zapas marihuany jaki posiadał. Nie odważył się więcej handlować czymkolwiek.
Dla Chimery to był prawdziwy dramat, bo oznaczało to koniec dostępu do świetnego jakościowo zioła. Nowi dilerzy nie byli w stanie go zadowolić. Często nagle kończył im się towar, a to co sprzedawali zazwyczaj smakowało i działało dokładnie tak samo. Tak mijały miesiące…
Nasz bohater w końcu się wkurzył i postanowił samemu wziąć się za uprawę i krzyżowanie. Trzeba tylko było wiedzieć jak zacząć, a w tamtych czasach nie było internetu pełnego fachowych poradników. Na początku zdobył kserokopię przedziwnej książki – „The Anarchists Cookbook” (zdumiewająca rzecz. To książka napisana przez anarchistę jako wyraz buntu wobec rządu USA i wojny w Wietnamie. Zawiera m. in. instrukcje budowy materiałów wybuchowych, broni palnej, urządzeń elektronicznych hackujących różny sprzęt oraz sposoby wytwarzania kilku nielegalnych narkotyków. Co jeszcze ciekawsze angielskojęzyczną wersję tej książki można kupić np. w kilku polskich księgarniach, chociaż nie raz była ona powodem stawiania ludziom w kilku krajach oskarżenia o terroryzm). Chimera przy pomocy tej lektury próbował wyhodować swoje pierwsze zioło i to w uprawie hydroponicznej, którą raczej nie poleca się debiutantom.
Uprawę założył w piwnicy domu swych rodziców. Codziennie wieczorem żegnał się ze swoimi roślinkami i radośnie witał je ponownie o poranku. Niestety okazało się, że instrukcje zawarte w książce były niewiele warte i z uprawy nic nie wyszło. Cała zabawa zaczęła też irytować matkę bohatera (nie jest jasne czy wiedziała co właściwie uprawia jej syn) i kazała mu się z nią wynieść z ich domu.
Chimera przeniósł się do kumpla. Swoją indoorową instalację umieścił pod jednym z okien, tak, że rośliny dysponowały także naturalnym światłem za dnia. Ku jego własnemu zaskoczeniu okazało się, że tym razem jego uprawa się udała – krzaki zakwitły. Oczywiście towar z nich nie był jakiś imponująco dobry, a i nasiona które dały początek zabawie nie były z wybitnie dobrych szczepów, niemniej Chimera poprzez swoje pierwsze doświadczenia poczuł, że uprawa konopi to jest coś dla niego. W niedługim czasie po tych zdarzeniach zaczął nie tylko doskonalić się w hodowli, ale także zaczął eksperymentować z krzyżowaniem nasion.
DIY?
Oczywiście nikogo z czytelników nie zachęcamy do pójścia w ślady bohatera niniejszego artykułu, bo byłoby to niezgodne z prawem (narazie:)). Niemniej może paradoksalnie dobrze się stało, że Chimera w pewnym momencie swego życia stracił swoje bardzo dobre źródło i musiał poszukać bardziej twórczego rozwiązania. Gdyby nie to, być może dzisiaj nie palilibyśmy jego świetnych krzyżówek…