Chociaż pandemia koronawirusa wywołała kryzys gospodarczy, to nie dotknął on jednak branży konopi indyjskich. Jak wynika ze statystyk amerykańskiej firmy rekrutacyjnej zapotrzebowanie na pracowników w konopnej branży jest ogromne i wciąż rośnie.
Odpowiedzią na rosnące bezrobocie w USA, które dotknęło już 30 milionów osób może być właśnie sektor konopi indyjskich do celów rekreacyjnych, a także marihuany medycznej. Około 600 miejsc pracy tygodniowo obsadza amerykańska firma Vangst, która specjalizuje się w kojarzeniu pracowników z pracodawcami w konopnej branży.
Zapotrzebowanie na pracowników w sektorze konopi jest trochę mniejsze niż przed wybuchem pandemii. Ale właśnie w tych trudnych czasach, w których zapanowało największe w historii USA bezrobocie do konopnych pracodawców zaczynają pukać pracownicy z różnych branż.
– Zauważyliśmy ogromny wzrost liczby kandydatów i widzimy dużą liczbę pracowników pochodzących z branży hotelarsko-handlowej – stwierdził Karson Humiston, założyciel i dyrektor generalny Vangst.
300 procentowy wzrost chętnych do pracy
Firma Vangst odnotowała 300-procentowy wzrost liczby chętnych do pracy w branży konopnej kandydatów. Tylko na początku 2020 r. legalny przemysł konopi indyjskich w USA zatrudniał 243 700 osób. Pracownicy zarabiali od 12 – 16 dolarów za godzinę. W tej chwili jednak, ta liczba się kurczy, z powodu ograniczeń i obostrzeń wywołanych przez COVID-19.
Wśród amerykańskich firm z konopnej branży są jednak takie, które mimo pandemii świetnie sobie radzą, tym samym nie wprowadzając ograniczeń. Trulieve Cannabis – jedna z większych firm konopnych w USA zatrudniła w czasie pandemii 250 osób i wciąż potrzebuje kolejnych 150 pracowników.
Nie dość, że Trulieve Cannabis musiał zwiększyć swoją flotę dostaw konopi do klientów, to w dobie koronawirusa potrzebuje jeszcze zatrudnić pracowników call center. Wszystko przez wzrost liczby połączeń telefonicznych z 25 tysięcy do 65 tysięcy tygodniowo.
Marihuana i alkohol w dobie koronawirusa niezbędne do życia
W dobie epidemii sklepy monopolowe w USA są otwarte i uważa się je za „niezbędne” w tych trudnych czasach. Jak wynika z badań firmy marketingowej Nilsen sprzedaż alkoholu wzrosła o 55% w ostatnim tygodniu marca. Gwałtownie wzrósł popyt na trunki takie jak tequila, gin i mieszane koktajle. Ich sprzedaż skoczyła o 75 % w porównaniu do marca 2019 r.
Wcale nie gorzej ma się popyt na wino, którego amerykanie kupowali o 66%, więcej niż w zeszłym roku o tej porze. Sprzedaż piwa wzrosła o 42%, a sprzedaż alkoholu w Internecie podskoczyła zadziwiająco o 243% w porównaniu do marca 2019 r.
Tak samo niezbędne w 8 stanach Ameryki okazały się stacjonarne sklepy z marihuaną, które wciąż są otwarte. Więcej o tym, zapotrzebowaniu na marihuanę, alkohol i pornografię w USA w dobie COVID-19 pisaliśmy kilka tygodni temu i możecie przeczytać o tym tutaj.
Źródło: www.bloomberg.com