Jeśli któryś z waszych rodziców był w latach 70. lub 80. w Wielkiej Brytanii lub USA i jarał zioło to bardzo prawdopodobne, że towar dostarczył mu Mr Nice, czyli Howard Marks. To legendarny przemytnik marihuany, który wyrósł na ikonę kontrkultury.
Buntownik z wyboru
– Oczywiście z zalegalizowania marihuany dla celów leczniczych należy się cieszyć. Ale osobiście nigdy nie chciałbym musieć czekać aż dostanę raka, aby móc legalnie zapalić – powiedział półtorej roku temu w wywiadzie dla „The Observer”, tuż po tym jak zdiagnozowano u niego nie rokującą zbyt wiele nadziei odmianę tej choroby. Mr Nice zmarł parę dni temu, dokładnie 10 kwietnia w niedzielę. Miał 70 lat. W wywiadach udzielanych przed swą śmiercią często powtarzał, że miał wspaniałe życie. Jego biografia dowodzi, że nie są to bynajmniej czcze słowa.
Urodził się 13 sierpnia 1945 r. w Kenfig Hill w Walii. O jego wczesnej młodości nie mówi się zbyt wiele. Jego życiorys staje się interesujący po tym, jak w 1964 r. dostaje się na studia do Oksfordu. Marks jest buntownikiem, prestiżowa uczelnia jest dla niego przede wszystkim miejscem nie nauki, tylko poznawania interesujących ludzi (pochodzących nieraz z bardzo wpływowych rodzin angielskich i zagranicznych). Młodzieniec ma ewidentny talent do zawierania znajomości, łatwo zyskuje sympatię, jego osobowość przejawia dużo charyzmy (podobno niezwykle mocno działał na kobiety). Marks bardzo szybko zaczął obracać się w kręgach ludzi, którzy parę lat później brali udział w wielkiej fali protestów tzw. Nowej Lewicy, która przetoczyła się przez Europę Zachodnią ok. 1968 r. Skutkuje to znajomością m. in. z Denysem Irvingiem, który zapoznaje go z marihuaną. Mr Nice nie tylko zaczyna palić zioło, ale postanawia także dorabiać sobie, jako dealer (zarobione pieniądze wydaje m. in. na wspieranie ambicji artystycznych Irvinga, który założył jednoosobowy zespół Lucifer i wydał nagrania określane jako proto-punk). Marks po tym, jak z przedawkowania heroiny umiera jeden z jego kolegów – Joshua Macmillan, obiecuje sobie, że nigdy nie będzie handlował twardymi narkotykami. Tak niepozornie zaczyna się jego kariera w narko-biznesie. Bardzo szybko nabierze ona rozpędu.
Przez parę lat jest „drobną płotką” rozprowadzającą zioło głównie wśród znajomych. Obraca się jednak wśród ludzi dla których handel dragami to coś znacznie większego, niż kilka gram sprzedanych „na dzielni”. Marks jest inteligentny i zręczny w działaniu, szybko zauważają to inni. W 1970 r. zostaje namówiony by pomagać w przemycie marihuany niejakiemu Grahamowi Plinstonowi po tym jak ten zalicza wtopę z towarem w Niemczech i potrzebuje człowieka z czystym kontem. Poprzez niego poznaje Mohammeda Durraniego, pakistańskiego eksportera haszyszu na dużą skalę (żeby było ciekawiej mężczyzna ten pochodzi z rodu Durranich, którzy władali Afganistanem w XIX w.). Gdy Plinston trafia za kratki nowy bliskowschodni znajomy oferuje Mr Nice’owi by to on został jego partnerem i rozprowadzał zioło w Londynie na masową skalę. Marks dobiera sobie kilku współpracowników. Jego paczka okazuje się efektywna w rozprowadzaniu towaru. W międzyczasie Plinston z więzienia także oferuje mu intratne zlecenie polegające na przemycie marihuany z Frankfurtu.
IRA, MI6 i Hippie Mafia
Biznes kręci się dobrze, Mr Nice ze współpracownikami zarabia sporo pieniędzy. Nie jest dla nich problemem wpuszczenie na rynek dużych ilości, typu 650 kg haszyszu w tydzień. Towar jest im dostarczany m. in. w walizkach pakistańskich dyplomatów. Wkurza ich jednak to, że 80% dochodów zgarnia Durrani. Mr Nice decyduje się więc na odważny ruch – rezygnuje ze współpracy ze swym bliskowschodnim partnerem i szuka nowego źródła. Udaje mu się namówić Jamesa McCanna, dostawcę broni dla Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA) do udziału w swym narko-biznesie. Dzięki niemu są w stanie transportować Mary Jane z Kabulu do Irlandii, poprzez specjalną strefę bezcłową na lotnisku Shannon Airport. Stamtąd towar jest rozprowadzany do Walii i Anglii.W 1972 r. następuje pierwszy kontakt Mr Nice’a ze służbami bezpieczeństwa. Jego kolega z czasów studenckich, Hamilton McMillan, który pracuje w MI6 namawia go na rozpoczęcie współpracy. Chce wykorzystać jego koneksje w IRA, a także kontakty w Pakistanie, Afganistanie i Libanie.
W 1973 r. Marks zaczyna zajmować się przemytem marihuany do USA. Współpracuje tam z malowniczą grupą o nazwie The Brotherhood of Eternal Love nazywaną Hippisowską Mafią. Organizacja ta sprowadzała Mary Jane do Stanów (sami produkowali LSD) w nadziei zapoczątkowania psychodelicznej rewolucji w kraju. Narkotyki były przemycane głównie w instrumentach muzycznych zespołów (prawdziwych, bądź fikcyjnych – zmyślonych), które podróżowały do Ameryki na koncerty.
W międzyczasie dość gorąco zrobiło się wokół McCanna. O jego narkotykowych operacjach nie wiedziało dowództwo IRA i groziła mu egzekucja w wypadku, gdyby dowiedzieli się o tym w jakim celu wykorzystuje ich ludzi. Nad dostawcą broni (i marihuany) zawisła groźba, że MI6 „puści wieści w miasto” i jego przygoda z przemytem skończy się nieciekawie. Dlatego Mr Nice postanowił zrezygnować z dostaw poprzez lotnisko w Shannon i poszukać innych możliwości sprowadzenia towaru z azjatyckich rynków. Mniej więcej w tym samym czasie w wyniku afery z niejakim Kennethem Littlejohnem (podwójny agent MI6 i IRA), w której pojawia się nazwisko Marksa, służby bezpieczeństwa zrywają z naszym bohaterem współpracę.
Szybko też sprawy w USA zaczynają iść niedobrze. Jedna z prób przemytu kończy się odkryciem przez policję marihuany w głośniku, wpadają partnerzy biznesowi Mr Nice’a. Prowadzi to także do serii zatrzymań w Europie. W tym samym 1973 r. Marksa dopada duńska policja. Zatrzymuje go, trafia do aresztu. Ale już wiosną 1974 r. wychodzi z niego za poręczeniem, nie stawiając się później na swoim procesie. Ucieka do Włoch, gdzie mieszka przez trzy miesiące w przyczepie kempingowej. Następnie potajemnie przedostaje się do Wielkiej Brytanii.
„Międzynarodówka”
Poprzez przyjaciół z The Brotherhood of Eternal Love nawiązuje współpracę z producentami zioła w Nepalu i za pomocą japońskiej Yakuzy organizuje transporty do USA, gdzie towar odbiera i rozprowadza jedna z włoskich rodzin mafijnych. Partie towaru są ogromne: z reguły mają od 500 kg do 1000 kg marihuany. Ten epizod jego działalności świetnie oddaje fragment z jego autobiografii, pokazując przy tym rozmach prowadzonych przez niego operacji: „Pomiędzy 1975 a 1978 r. 24 ładunki marihuany i haszyszu o łącznej masie 55 000 funtów (ok. 250 000 kg) zostały skutecznie przemycone do USA poprzez lotnisko Johna F. Kennedy’iego w Nowym Jorku. W operacjach tych brała udział włoska mafia, Yakuza, The Brotherhood of Eternal Love, tajlandzka armia, Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP), pakistańskie siły bezpieczeństwa, nepalscy mnisi i różni ludzie o bardzo odmiennych ścieżkach życiowych”.Pod koniec lat 70. nastąpił jeden z kulminacyjnych punktów w karierze Mr Nice’a. Mafiosi z rodziny Trafficante operujący w USA pochodzącą z Kolumbii marihuaną weszli z nim we współpracę, w wyniku której w grudniu 1979 r. wypłynęła z Ameryki Południowej partia towaru wielkości 50 ton. Marks miał ją przejąć i zalać nią rynek brytyjski. W tamtych czasach taka ilość zioła odpowiadała mniej więcej rocznemu zapotrzebowaniu tego kraju. Służby były jednak na tropie całej sprawy. Na początku 1980 r. Marks został zatrzymany na gorącym uczynku. W sądzie zdecydował się na bardzo odważne zagranie i zamiast przyznać się do winy obmyślił wespół z adwokatem historyjkę jakoby cały czas był tajnym współpracownikiem MI6, a także meksykańskich służb, a cała jego działalność była wymierzona w próbę zebrania dowodów i w rezultacie aresztowania jego starego kumpla z IRA – dostawcy broni McCanna. Ława przysięgłych uwierzyła w opowiastkę, Mr Nice został oczyszczony z zarzutu przemytu narkotyków i skazany jedynie z racji posługiwania się fałszywymi dokumentami oraz za przestępstwa podatkowe. Ostatecznie wyszedł na wolność już w maju 1982 r.
Comeback i kolejny cios
Przez krótki czas zajmował się importem win, szybko jednak wrócił do przemytu zioła, współpracując m. in. z McCannem. Swoimi operacjami zarządzał teraz z Majorki, dokąd się przeniósł. Jego biznes kwitł, służbom trudno było go ruszyć ze względu na jego liczne powiązania i wpływy. Jednak uwziął się na niego pewien agent amerykańskiej DEA, James Lavato. Od 1986 r. prowadził przeciwko niemu operację.
Marks po kolejnej serii aresztowań, która dotknęła jego ludzi, tym razem w Kanadzie postanowił nie kusić więcej losu i zamierzał wycofać się z interesów. Nie wiedział jednak, że za sprawą Lavato zaciska się już pętla na jego szyi. W 1988 r. wraz z żoną i wieloma najbliższymi współpracownikami został aresztowany. Nastąpiła jego ekstradycja do USA, gdzie stanął przed sądem. Przedstawione mu zarzuty zajmowały aż 40 stron, groziło mu minimum 10 lat, maximum dożywocie. Mr Nice chciał powtórzyć zabieg z poprzedniego procesu, ale zaczęli go sypać współpracownicy celem zmniejszenia własnych wyroków. Ostatecznie usłyszał karę 25 lat pozbawienia wolności. Dzięki „uprzejmości” Lavato zesłano go do jednego z najcięższych więzień w USA – Terre Haute w stanie Indiana. Słynęło z gwałtów na współwięźniach i innych aktów przemocy.
Marks miał jednak dar do ludzi. Zaprzyjaźnił się z wieloma wpływowymi skazańcami, m. in. z włoskich rodzin mafijnych. Urządzał dla nich zajęcia z filozofii i udzielał im porad prawnych (co zaowocowało weryfikacją procesu jednego z więźniów i przywróceniem mu wolności). Mr Nice sam odzyskał wolność już po 7-miu latach – w nagrodę za wzorowe sprawowanie. Był kwiecień 1995 r.
„Emerytura”
Wtedy rozpoczął się zupełnie nowy epizod w jego życiu. Pożegnał się na zawsze z profesją przemytnika, skupił się na swych legalnych interesach. Napisał autobiografię „Mr Nice” (ksywa pochodzi od jednego z fałszywych aliasów, jakim się posługiwał: Donald Nice), która została bestsellerem w Wielkiej Brytanii. Zachęcony jej sukcesem wydał kolejne książki, został też showmanem – miał w telewizji swój własny program rozrywkowy. Organizował spotkania, na których opowiadał o swoim awanturniczym życiu (waliły na nie tłumy ciekawskich i wielbicieli trawki). Zaangażował się także w walkę o zalegalizowanie marihuany.
Mr Nice, jak się wydaje, nigdy nie żałował tego, jak żył. – Przemycanie marihuany było cudownym sposobem na życie – nieustanny szok kulturowy, absurdalne ilości pieniędzy i przyjemna świadomość, że się wprowadziło tyle osób w stan haju – tak w jednym z wywiadów podsumował to, co robił.
Manuel Langer