TYLKO RZĄD REGULUJE PRZEPISY ZWIĄZANE Z MARIHUANĄ
Niestety to nie koniec. Dzień po ogłoszeniu decyzji w sprawie Ebers, Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie na korzyść hiszpańskiego rządu w ramach zaskarżenia Ustawy 14/2014 regulującej działalność klubów konopnych w autonomicznej prowincji Nawarra. Wystarczyło 19 stron by sąd unieważnił prawo, które zatwierdzono ogromną większością głosów nawaryjskiego parlamentu w odpowiedzi na głośną i popularną inicjatywę legislacyjną. Przepisy prawa uznano za niekonstytucjonalne, jako że prawo regionalne nie może stanowić w sprzeczności z kodeksem karnym, a tak się dzieje w przypadku ustawy regionalnej z Nawarry. Uznano, że ma ona na celu „zapewnienie podstawy prawnej dla działań, które kodeks karny uznaje za przestępcze.”
Ponieważ Sąd Najwyższy ustanowił już, że kluby konopne nie mogą ani legalnie uprawiać ani rozprowadzać marihuany, nikt oprócz Kongresu i Senatu nie może regulować tego typu działalności, bo wymagałoby to wprowadzenia zmian do kodeksu karnego, na co potrzeba bezwzględnej większości głosów. Oznacza to, że ani prawo z Nawarry, ani kraju Basków, ani Katalonii, nie mają ważności prawnej. Co więcej, zamyka ono drogę do ustanowienia odrębnych regulacji działania klubów konopnych czy przepisów o uprawie na własny użytek innym zainteresowanym regionom (Baleary, Wspólnota Walencka, Asturia, itd.)
Choć nie byliśmy specjalnie zaskoczeni tą decyzją, uderzające jest to, że Trybunał Konstytucyjny ogłosił je akurat w tym momencie – w trakcie okresu świątecznego oraz wyborów w Katalonii, które od wielu tygodni przykuwały uwagę mediów z całego świata. W ciągu zaledwie dwóch dni, po cichu, Trybunał zakończył erę klubów konopnych i uniemożliwił każdemu poza krajowym parlamentem regulacje prawne związane z ich istnieniem. Dziesiątki lat niejednoznaczności w przepisach i względnej tolerancji dla marihuany skończyły się ot tak, w momencie. Typowo hiszpański styl rządzenia, oparty na pewnych swobodach wynikających z przewidzianej czy nawet zaplanowanej niejednoznaczności praw ustąpił miejsca represyjnemu rozwiązaniu dominującemu na kontynencie europejskim. Rząd postawił sobie za cel, by Hiszpanii nie przywoływano w kontekście alternatywnych rozwiązań dla problemu legalizacji marihuany i wygląda na to, że dopiął swego.
Być może decyzje w sprawie Pannagh oraz katalońskiego prawa legalizującego konopie różnią się znacznie od przypadku Ebers czy prawa Nawarry, ponieważ to właśnie w ich przypadku mamy do czynienia z najbardziej skomplikowanymi kwestiami prawnymi. Nie oznacza to raczej jednak, że podważą one owe dwie zasady (o nielegalności klubów konopnych i o wyłączności parlamentu na regulacje prawne w tym zakresie), które zdają się być już mocno ugruntowane. Uciekanie się do sądu będzie więc bezcelowe.
Tymczasem niektóre ciała w Hiszpanii już zapowiedziały zgłoszenie decyzji w sprawie Ebers do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Prawnicy, do których się zwrócono, wątpią jednak w możliwość skierowania sprawy do Strasburga bez prawomocnego wyroku w sprawie. Dodatkowo, niekorzystny wyrok mógłby mieć poważne konsekwencje dla całej Wspólnoty Europejskiej. Najlepszym podejściem będzie więc chyba zgłoszenie sprawy jako potencjalnego przypadku naruszenia praw człowieka. Miejmy nadzieję, że sprawa faktycznie znajdzie się pod lupą Trybunału, mimo, że w dyskusji o modelu działania klubów konopnych Ebers nie będzie idealnym przykładem.
ZMIANY W KODEKSIE KARNYM JEDYNĄ NADZIEJĄ
Wydaje się oczywiste, że hiszpański rząd i sędziowie potraktowali sprawę bardzo poważnie. Przyparły ich do muru zmiany w opinii publicznej, w dużej mierze domagającej się regulacji przepisów prawa odnośnie marihuany w kierunku większej tolerancji, popularność klubów konopnych oraz inicjatywy regionalnych parlamentów. Inicjatywa ustawodawcza grupy SGCP wydaje się przyśpieszyć zakończenie procesu, rozpoczętego już w 2013r., kiedy to Prokuratura Generalna wydała oświadczenie mówiące iż kluby konopne będą ścigane jako organizacje przestępcze. To właśnie wtedy przedsiębiorcy rozpoczęli szukanie sprawiedliwości w Sądzie Najwyższym, co ostatecznie doprowadziło do zamknięcia luki prawnej i delegalizacji klubów konopnych.
To, że rząd od dawna chciał położyć kres modelowi funkcjonowania klubów konopnych nie było tajemnicą. Francisco Babin odpowiedzialny za krajowy plan działania w zakresie narkotyków od lat groził, że prędzej czy później sprawą zajmie się sąd. A mówił to z pewnością, kogoś, kto może liczyć na wsparcie ważnych w kraju osób. Przy okazji wydarzeń o tematyce konopi on sam dawał już pewne wskazówki co do tego w jakim kierunku będzie podążać ustawodawstwo.
Najważniejsze jednak jest to, że w efekcie takiego obrotu sprawy największe profesjonalne kluby konopne muszą zamknąć swoje podwoje. Jeśli tego nie zrobią, ich właściciele ryzykują więzieniem lub gigantycznymi karami finansowymi. Nie będą dłużej mogli powoływać się na nieznajomość przepisów prawa. Tylko kluby o niewielkiej liczbie członków i poziomej strukturze wpiszą się w to, co Sąd Najwyższy określa „zbiorową uprawą”, a tym samym uniknąć reperkusji. Niepewności dodaje fakt, że nie ma dokładnie ustalonych limitów dotyczących takiej uprawy.
Dlatego właśnie teraz jak nigdy przedtem hiszpański parlament potrzebuje dyskusji na temat regulacji prawnych związanych z marihuaną. Tym bardziej, że władzom regionalnym odebrano do tego prawo. Należy złożyć potrzebne wnioski i rozpocząć ogólnokrajową debatę, traktującą sprawę wieloaspektowo. Dodatkowo, wszystkie grupy w jakiś sposób związane z użyciem nielegalnych substancji w kontekście działań prewencyjnych powinny zareagować na ten zwrot, który niweczy ostatnie pół dekady zmagań w kierunku tolerancji. W innym przypadku hiszpańskie prawo dotyczące substancji psychoaktywnych, które pod wieloma względami było jednym z bardziej zaawansowanych i tolerancyjnych na świecie (i nie jest to przesada), może na całe lata utknąć w zastanej prohibicji.
Źródło: