17-letni Krzysztof z Bierunia musiał opuścić katolickie liceum po tym, jak przyznał się do palenia marihuany. Matka chłopaka ma pretensje, że nauczyciele nie zauważyli problemu wcześniej. Marihuana w katolickiej szkole w Oświęcimiu mogła być od dawna.
Historia wydarzyła się Zespole Szkół Zawodowych Towarzystwa Salezjańskiego w Oświęcimiu. 17-letni Krzysztof z Bierunia uczył się w klasie o profilu mechanika samochodowa. Szkoły jednak nie ukończy, bo został przyłapany z marihuaną.
Podejrzeń, że chłopak pali marihuanę, nabrała jego matka – syn opuścił się w nauce, pogorszyło się też jego zachowanie. Dlatego postanowiła niespodziewanie odwiedzić go z testem narkotykowym w internacie, w którym mieszkał. 17-latek nie poddał się testowi, ale przyznał się do palenia.
Dyrekcja zawiadomiła policję, która przeszukała ucznia i kilku jego kolegów z internatu, których zachowanie również budziło podejrzenia. Nic nie znaleziono, dlatego żadnemu z nich nie grożą konsekwencje prawne. Dyrektor szkoły dał im jednak ultimatum – albo odejdą dobrowolnie, albo zostaną wyrzuceni dyscyplinarnie. Uczniowie przystali na propozycję.
Matka 17-latka ma jednak pretensje do szkoły, że nauczyciele nie zauważyli wcześniej, że z chłopcami dzieje się coś dziwnego. Jak powiedziała Gazecie Krakowskiej, doszło nawet do sytuacji, że uczniowie zasnęli w ławce podczas odrabiania lekcji, a opiekun nie zareagował.
Dodaje, że chłopcy powinni dostać drugą szansę, bo przecież to szkoła katolicka, mogli zostać otoczeni opieką psychologa, a nie zmuszeni do odejścia.
Kuratorium Oświaty w Krakowie rozkłada ręce tłumacząc, że jeśli w statucie szkoły jest punkt zakazujący zażywania narkotyków, to uczniowie powinni zdawać sobie sprawę z grożących im konsekwencji.
Źródło: Gazeta Krakowska, gazetakrakowska.pl