„Sadzić! Palić! Zalegalizować!” – to stare, dobre hasło w ostatnią sobotę wybrzmiało z około tysiąca gardeł na ulicach Krakowa. Tegoroczny Marsz Wyzwolenia Konopi przebiegł spokojnie i bez większych utarczek z policją.
Wydarzenie rozpoczęło się od hip-hopowych, prolegalizacyjnych protest-songów na placu Wolnica i skończyło kolejnym koncertem na Rynku Głównym. Większość uczestników marszu stanowili młodzi ludzie, ale pojawili się także rodzice z (chorymi) dziećmi i osoby najwyraźniej pamiętające jeszcze czasy hipisów.
Jak ogłosili sami organizatorzy: „Tematyka manifestacji była poświęcona medycznej konopi – marsz to apel do naszych parlamentarzystów o zliberalizowanie prawa, tak, aby służyło ludziom, a nie działało przeciwko nim, poprzez zbyt trudne do zrealizowania procedury”.
„Głos ludu”
Zagadnęliśmy parę przypadkowych osób, o to dlaczego pojawiły się na marszu:
„Tutaj trzeba być, inaczej nic się nigdy w tym chorym kraju nie zmieni. Jak inaczej mamy wpłynąć na tę bandę u góry? Czy z lewa, czy z prawa, od wielu lat robią dokładnie to samo. Trzeba im pokazać, że sprawa ludzi obchodzi, że to ważne, ziom. Ja chcę sobie tylko w spokoju palić, a nie patrzeć jak kolejni kumple lądują na dołku. Przecież my nikomu krzywdy nie robimy!” – zauważa Marek z Bochni.
„Czemu tutaj jestem? Bo ja wiem? To w sumie już taka tradycja. To nasz marsz, to nasze święto. Wiesz, tak jak trzeci maja dla wszystkich Polaków. Jestem palaczem, więc jestem na marszu za legalizacją. Są dobre rapy, są znajomi, a przy okazji robimy coś pożytecznego – stwierdza miejscowy student, Jarek.
„Przyszliśmy dziś tutaj, bo czujemy się okłamywani. Tylu polityków już obiecało, że nam pomoże (mamy chorego na glejaka syna). I dalej nic się nie dzieje. Przecież obecna ustawa to kpina! Wie pan ile trzeba się naczekać, aby cokolwiek załatwić?! W naszym przypadku procedura już się ciągnie od dwóch miesięcy i Bóg jeden wie ile to jeszcze potrwa. A co ja mam przez ten czas dziecku podać? Jak długo mam jeszcze o nie drżeć i po dilerach latać jak jakiś przestępca?” – tłumaczy pani Joanna.
Okiem organizatorów
Po marszu udało nam się zamienić jeszcze parę słów z dwójką jego organizatorów – Arturem Skoczyńskim i Mikołajem Janusem.
„Generalnie wszystko przebiegło spokojnie, oprócz tego, że policja pokrzyżowała nam trochę plany – koncerty miały się odbywać nie podczas postoju, ale na lawetach podczas marszu. Niestety panowie zabronili by ktokolwiek w czasie przejazdu mógł na nich być. 2 lata temu raperzy nam nawijali z lawet i to wszystko fajnie się kręciło. Tak też miało być w tym roku i trasa miała przebiegać aż pod więzienie na Kamiennej, a musieliśmy ją skończyć na rynku.
Co mnie jeszcze nie satysfakcjonuje to frekwencja. Nie była jakaś super ekstra. Wiadomo, było fajnie, było spoko, ale zawsze mogłoby być lepiej. A promocje robiliśmy, więc spodziewaliśmy się troszkę więcej ludzi, no ale tak po prostu wyszło” – stwierdza Artur.
„Mundurowi ogólnie rzecz biorąc zachowali się OK, choć szkoda, że uniemożliwili nam granie z lawet. Tym bardziej, że kierowca sprzed dwóch lat dostał wtedy za podobny wyczyn mandat, którego nie przyjął i wygrał potem w sądzie sprawę, bo stwierdzono, że był to pojazd wyłączony z normalnego ruchu drogowego. Co do frekwencji, to było z tysiąc osób i można być z tego zadowolonym, biorąc pod uwagę pogodę [przez cały dzień zanosiło się na solidny deszcz – dop. red.]” – dodaje Mikołaj.
Wzrok ciekawskich
Jeszcze jedno warto odnotować – reakcje postronnych ludzi, którzy przypadkowo mieli okazję przyjrzeć się marszowi. Bardzo rzadko wyglądali na oburzonych, czy zbulwersowanych, najczęściej po prostu przyglądali się zaciekawieni, albo wręcz uśmiechali się przyjaźnie. Co jakiś czas pojedyncze osoby lub małe grupki przyłączały się do skandowania haseł, w tym także turyści, licznie przesiadujący w mijanych pubach i kawiarniach.
Na koniec krótka, pouczająca anegdota: gdy już wracałem ulicą Floriańską do mieszkania usłyszałem jak mała, kilkuletnia dziewczynka pyta swoich rodziców: „Mamo, a co to znaczy sadzić, palić, zalegalizować?”. Ci zamiast wystraszyć się pytania po prostu zaśmiali się dobrotliwie. To dobry znak czasów.
Nawet uchwyciliście naszą skromną ekipę na tle policji 🙂
dokładnie bartku
Comments are closed.