O tym, dlaczego przemytnika marihuany można nazwać bohaterem i jak przekonać Polaków do marihuany, z profesorem Jerzym Vetulanim, rozmawia w Dużym Formacie Renata Radłowska.
Zdaniem profesora, marihuana nie jest nam kulturowo tak dobrze znana, jak alkohol. Przytacza popularne powiedzenie „Na frasunek dobry trunek”, które potwierdza, że od zarania dziejów rozwiązania problemów zdrowotnych szukaliśmy w procentach.
– Histerię antymarihuanową rozpętał rasista Harry J. Anslinger, pierwszy szef Federalnego Biura Narkotykowego, który wierzył, że marihuana jest straszliwym złem, po którym czarnuchom wydaje się, że są równie dobrzy jak biali; że marihuanę zażywają tylko czarni, Latynosi, jazzmani; że zwiększa popęd seksualny i to dlatego białe kobiety oddają się czarnuchom – mówi prof. Jerzy Vetulani.
Filmy propagandowe, które wtedy produkowano, pokazywały ludzi, którzy już po jednym zaciągnięciu się robili straszne rzeczy. To musiało w końcu wpłynąć na zbiorową świadomość.
Podobnie, jak innych ludzi, profesora bardziej niepokoją jednak pijani niż upaleni. – Powiem pani, że jak ja idę przez mój park Krakowski i przechodzę obok grupy młodych ludzi, od których czuć piwem, to obchodzę ich szerokim łukiem. Ale jak czuję trawę, to śmiało wchodzę w środek i czasem zagaduję – przyznaje Vetulani dziennikarce.
Przemyt może świadczyć o bohaterstwie
Wiele osób widzi jednak, że jedynym ratunkiem dla ich bliskich jest leczenie ich medyczną marihuaną. Dlatego, wbrew prawu, sprowadzają z zagranicy potrzebne leki. Profesor przypomina sprawę aresztowania Jakuba Gajewskiego, który przywiózł ok. 1 kg oleju dla swoich rodziców. Prokurator żądał 15 lat więzienia.
Na pytanie, czy przemyt to bohaterstwo, profesor odpowiada zdecydowanie. – Taki – owszem. Ale tu ważny jest kontekst. Bo czy bohaterem są ci, którzy zajmują się przemytem i nieźle na tym zarabiają, czy tylko te matki i dzieci, które wiedzą, co im grozi, jeżeli policja je złapie z marihuaną, a jednak ryzykują? Moim zdaniem te matki. Narzeczeni, dzieci i wnuki, które przemycają zakazane lekarstwo dla swoich umierających najbliższych, to bohaterowie – mówi.
Olej z marihuany naprawdę leczy!
Podczas rozmowy z dziennikarką Dużego Formatu naukowiec podkreślał, że olej z marihuany leczy i ubolewał, że nie dysponujemy fachową dokumentacja medyczną przypadków, w których pomógł chorym – uśmierzył ból, zmniejszył skurcze, zahamował rozwój choroby.
Brak dokumentacji sprawia jednak, że orędownicy legalizacji medycznej marihuany nie mają argumentów, którymi mogliby walczyć.
– Widziałem kiedyś notatki matki, taki dzienniczek leczenia – wpisywała godziny podania oleju, liczbę kropli… To mogłoby się przydać – twierdzi Vetulani.
Podział na leczniczą i rekreacyjną nie ma sensu
Według lekarza, to dzielenie marihuany na leczniczą i rekreacyjną hamuje wprowadzenie medycznej marihuany na rynek i prowadzi do niepotrzebnych nadużyć. Twierdzi, że depenalizacja całkowicie rozwiązałaby problem.
– Potwierdzają to doświadczenia Hiszpanii, Portugalii, paru stanów USA – mówi, przywołując statystyki WHO, zgodnie z którymi w 2011 roku tytoń zabił prawie 6 milionów ludzi, alkohol – 2,5 miliona. Na temat zgonów spowodowanych zażywaniem konopi indyjskich w raporcie nie było ani słowa.
Przypomina również, jak zachowuje się człowiek po wypiciu alkoholu, a jak po paleniu marihuany. – Po alkoholu człowiek zbije żonę, zmaltretuje dzieci, a po marihuanie? Będzie przyjazny, radosny, a nawet kreatywny. Więc pytam: co złego w tym, że będzie można cieszyć się nią legalnie?
Brak legalizacji wiąże się również ze stygmatyzacją, karami, złamanym życiem. A także utrudnione leczenie – wpisywanie do rejestru osób, które chcą rzucić nałóg powoduje, że część z nich nie decyduje się prosić o pomoc.
– I jeszcze jeden argument za pełną legalizacją marihuany – klient jest pewny, że dostanie produkt dobry, nieskażony i bezpieczny – dodaje profesor Jerzy Vetulani.
Marihuana pomaga bardziej, niż nam się wydaje
Już samo uśmierzanie bólu jest leczeniem. Ale to nie wszystko. Oprócz powszechnie znanych chorób, w których pomaga medyczna marihuana, jest wiele innych dolegliwości, gdzie jej działanie się sprawdza.
Profesor przytacza niedawno czytaną prasę sugerującą, że olej konopny może leczyć osteoporozę – stymulując komórki, które budują kości i hamując aktywność tych, które je niszczą.
– Wiemy, że palenie marihuany rozszerza oskrzela, naprawdę. I ludzie kiedyś o tym wiedzieli, nie było takiej narkofobicznej histerii – przekonuje profesor.
– Moja ciotka na przykład miała astmę sercową i jak czuła, że zbliża się atak, to paliła „ziółka”, po których było jej lepiej. Mam mówić, jakie to ziółka? – retorycznie pyta doktor Vetulani.
Polacy powoli przekonują się do marihuany
Podejście do marihuany zmienia się dzięki nagłaśnianiu konkretnych spraw, jak ta doktora Bachańskiego, Doroty Gudaniec i Maksa, jej syna.
– Budzi się w narodzie inteligencja emocjonalna. Szkoda tylko, że nie w ministrze zdrowia. Mnie oburza jego zadufana pewność. Konstanty Radziwiłł mówi, że marihuana nie leczy i koniec. Że nie ma sensownych badań – oburza się profesor.
I tłumaczy, dlaczego takie badania nie powstały – gdyby przetestować marihuanę na 1500 osób, każda z nich miałaby dostać po trzy dawki dziennie przez cztery miesiące, w sumie uzbierałoby się ponad pół miliona działek.
Organizacja takiego przedsięwzięcia czy jego finansowanie są niewyobrażalne. Nie mówiąc już o tym, że w zasadzie całe badania byłyby nielegalne.
Profesor proponuje nieprzekonanym, żeby wyobrazili sobie sytuację, że ich nastoletnie dziecko przychodzi do domu pijane. Większość z nich postawi obok łóżka miskę na wymiociny i będzie udawać, że to normalne. Natomiast nastolatek, który przyjdzie do domu upalony, najpewniej poprosi o coś do jedzenia. Jakie chcemy mieć dzieci?
Źródło: wyborcza.pl
Upalone dzieciaki <3
Zapijaczone dzieci <3
Comments are closed.