Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana
Medyczna Marihuana

Wywiad z dr. Markiem Bachańskim, neurologiem dziecięcym, który leczy preparatami na bazie marihuany medycznej

 – Czy wróci pan do pracy w Centrum Zdrowia Dziecka?

– Za wcześnie o tym mówić. Jesienią spodziewam się rozstrzygnięć sądowych. Dwie wytoczone przeze mnie sprawy dotyczą zwolnienia ze szpitala oraz ochrony dóbr osobistych. Są też dwie sprawy w prokuraturze, która przesłuchuje mnie w roli świadka: jedna z powództwa dyrektorki instytutu, druga z powództwa rodziców chorych dzieci przeciwko dyrekcji.

growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox
growshop, growbox

– Za co właściwie wyleciał pan z pracy: za leczenie marihuaną czy z innych powodów?

– W uzasadnieniu podano, że naraziłem zakład pracy na stratę w wysokości 2 tys. zł przez rzekome błędy w dokumentacji medycznej. Narodowy Fundusz Zdrowia dołożył do tego karę 3 tys. zł.

– Więc winny był, mówiąc oględnie, brak pieczątek. Nie żałuje pan dziś tej niestaranności?

– Lekarz, który stawia pieczątki i sam musi uzupełniać papiery, powinien w tym czasie zajmować się pacjentami. Na zachodzie robi to w jego imieniu sekretarka medyczna, o którą ja upominałem się od dawna. Powiem panu, skąd wzięła się ta formalna luka w papierach – otóż tego dnia przedłużyła się wizyta jednego z pacjentów. Rodzice przyjechali z dzieckiem z odległego zakątka Polski i musiałem poświęcić im więcej czasu. Od 20 minut czekano już na mnie w drugiej poradni. W tym momencie zadzwonił telefon od ordynatora ze szpitala powiatowego, gdzie z powodu napadów padaczki przyjęto dziecko, które wcześniej leczyłem. Rozsądny ordynator chciał skonsultować ten przypadek, bo nie wiedzieli jak postępować. I ta rozmowa zabrała mi właśnie 20 minut, podczas których powinienem usiąść do papierów.

– Teraz przyjmuje pan w prywatnym gabinecie. Jest bardziej komfortowo, więc może wyszło na dobre?

– W moim życiu zawsze tak było, że nawet najgorsze wydarzenia, które się dzieją, mają swój sens i do czegoś prowadzą. Dlatego jestem cierpliwy. Ale dla lekarza to bardzo przykre, że polska ochrona zdrowia pod względem organizacji coraz bardziej odstaje od świata.

– Uważa pan, że stracił pracę w Centrum Zdrowia Dziecka z winy złej organizacji?

– Tak. Bo w innym kraju przyszedłby do mnie dyrektor, poklepał po ramieniu i zapytał, czego potrzebuję: młodszych lekarzy do pomocy, sekretarkę? Byłby zadowolony z osiągnięć, z tego, że przyjeżdżają do nas pacjenci z całej Polski. I zainteresowałby się nową terapią, poprawą zdrowia tych dzieci.

– A moim zdaniem wyrzucono pana przez medyczną marihuanę, a właściwie z winy marihuanofobii, która udzieliła się dyrekcji Centrum. Gdyby leczył pan kostkami cukru nie mieliby o nic pretensji.

– To wynika chyba z nieznajomości prawa. Dyrekcja CZD nie zdaje sobie sprawy, że każdy lekarz może stosować leki poza wskazaniami rejestracyjnymi dostępne w Unii Europejskiej w tzw. procedurze off-label. Moim obowiązkiem jest leczyć zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną, więc jeśli jest dostępny preparat (a w tym przypadku tak było, bo wybrałem lek ze stron holenderskich agencji rządowych ds. kontroli użycia medycznej marihuany i sprowadzaliśmy go na import docelowy za zgodą konsultanta i Ministerstwa Zdrowia), to ubiegam się u pacjenta o jego indywidualną zgodę i rozpoczynam terapię. To nie był eksperyment w rozumieniu prawa, tylko leczenie pozarejestracyjne preparatem dopuszczonym na rynek.

– Czy wpływ na dyrekcję mogły mieć koncerny farmaceutyczne współpracujące z Centrum, którym nie podobała się pańska autonomia?

– Słyszałem o tego typu przypuszczeniach, ale nie chcę ich komentować. Nie mam żadnych dowodów, by je potwierdzić lub im zaprzeczyć.

– I co dalej? Leczy pan teraz poza instytutem?

– Tak. Nadal przyjeżdżają do mnie pacjenci z całej Polski, którzy muszą teraz płacić za wizytę, bo to gabinet prywatny. W Polsce mamy ponad 100 tys. dzieci i dorosłych z rozpoznaniem padaczki opornej na leki, którą szczególnie się zajmuję, więc pracy mi nie brakuje.

– Wszystkim zaleca pan marihuanę medyczną?

– Pan żartuje! Są bardzo ścisłe wskazania do tej kuracji, których trzeba przestrzegać. To nie jest panaceum, tylko jedna z opcji, którą wolno brać pod uwagę, gdy zawodzą inne. Większość pacjentów w Polsce nie otrzymuje jednak właściwego leczenia. No bo jeśli padaczka jest oporna na leki, czyli napady nie ustępują pod wpływem tradycyjnych leków, to co zastosować? Pozostaje dieta ketogenna, leczenie operacyjne, wszczepienie stymulatora nerwu błędnego. Ale jeśli chodzi o diagnostykę kwalifikującą do zabiegów neurochirurgicznych, jesteśmy ok. 20 lat do tyłu. Brakuje bowiem w naszym kraju ośrodków referencyjnych leczenia padaczki opornej na leki, które zagranicą są od dawna.

– Czy wyniki badań wskazujące na korzystne efekty marihuany odnoszą się tylko do dzieci, czy dorośli z padaczką też mogą na tej kuracji skorzystać?

– Największą skuteczność widać u dzieci. Nie wiem, dlaczego akurat w tej grupie jest więcej badań. Pewnie to zasługa tych umęczonych rodziców, którzy wywierają nacisk na naukowców i lekarzy, mobilizując ich do poszukiwania nowych kuracji dla swoich pociech.

– Pan też taki nacisk odczuwa?

– Od początku swojej pracy. Dla młodego lekarza to wcale nie jest komfortowe, gdy ma przed sobą rodziców świetnie zorientowanych dzięki internetowi w najnowszych osiągnięciach medycyny. Ale po latach zrozumiałem, że takie partnerstwo jest doskonałe. Mobilizuje, by nie pozostawać w tyle i na bieżąco śledzić, co się w mojej specjalności dzieje. Stąd wiem, że marihuana medyczna może przynosić dobre efekty w kuracji padaczek opornych na leki, ale też stwardnienia rozsianego i niektórych tików.

– Czy poza panem ktoś jeszcze uwzględnia w Polsce marihuanę medyczną w terapii?

– Mogę takich lekarzy zliczyć na palcach jednej ręki, no, może z trudem dwóch rąk. Ale nauczeni moim doświadczeniem nie chcieliby podawać mediom swoich personaliów.

– Dlaczego ta grupa jest tak nieliczna?

– Polscy lekarze, którzy jak już mówiliśmy pracują w fatalnie zorganizowanym systemie, często nie zastanawiają się, co mogą zrobić, by polepszyć los chorych. To kwestia złej jakości opieki. Pracują schematycznie, a często obowiązujące schematy rozmijają się z aktualnymi wynikami badań na świecie.

– Jak więc powinien być zorganizowany system, aby marihuana medyczna trafiała do najbardziej potrzebujących?

– Należałoby stworzyć kilka centrów referencyjnych zajmujących się pacjentami z padaczkami opornymi na leki. Dziś takich ośrodków nie ma, więc chorzy są rozproszeni, źle diagnozowani i leczeni. Nie mówiąc o tym, że nie ma gdzie prowadzić badań naukowych ani nie ma kto adaptować tego, co sugerują specjaliści z zagranicy. W Niemczech, Czechach, Francji, Hiszpanii i USA takie placówki zajmujące się kompleksowym leczeniem padaczek, z uwzględnieniem diety ketogennej lub preparatów marihuany, są już od wielu lat.

– To wymagałoby zmiany podejścia do marihuany medycznej. Sądzi pan, że tak jak zmieniło się nastawienie do leczenia morfiną, również marihuanofobia kiedyś zniknie?

– To może zabrać wiele lat. Fakty na razie są takie, że mimo złagodzenia prawa odnośnie przeciwbólowego stosowania morfiny, Polska nadal jest na szarym końcu pod względem jej zużycia w Europie, a setki pacjentów cierpią niepotrzebnie. Więc ważniejsza jest świadomość niż prawo. Jeśli uda się zalegalizować marihuanę medyczną, nadal pewnie wielu lekarzy będzie wzbraniało się przed jej podawaniem.

– Zmobilizują ich może pacjenci, lepiej oczytani w fachowej literaturze?

– O tak, w tej grupie świadomość jest coraz lepsza. Rok temu stopień społecznej akceptacji dla legalizacji medycznej marihuany był dużo mniejszy niż teraz. Co pokazuje, że coś się jednak zmienia.

– Czemu to przypisać?

– Nie wiem.

– Ależ pan skromny! Przecież bez nagłośnienia stosowania preparatów marihuany w CZD, bez wyrzucenia pana z pracy i całej tej dyskusji o wykorzystaniu konopi w medycynie media nie zainteresowałyby się tym tematem. Nie czuje się pan bohaterem?        

– W żadnym wypadku! Dla mnie najważniejszy jest kontakt z pacjentami. Możliwość udzielania im pomocy. Mam różne pomysły badawcze, które zamierzam w przyszłości realizować. Ale nie spieszę się. W pracy lekarza, obojętnie jakiej specjalności, wciąż potrzebne jest wiele pokory.

apel_pauliny_janowiczRozmawiał: Paweł Walewski

Promocja
Promocja
Promocja
Promocja

1 KOMENTARZ

Comments are closed.